Dorastają w czystych wodach, u wybrzeży Nowej Zelandii.
Zawierają dużo minerałów i mikroelementów oraz wielonienasycone kwasy tłuszczowe,
które wpływają pozytywnie na kondycję naszych stawów i serca.
Takie informacje na ich temat, można znaleźć w wielu źródłach.
Ja mogę Was zapewnić tylko o tym, że te małże, o szmaragdowych muszlach
i mięsistym wnętrzu, są pyszne i można je przygotować na wiele sposobów.
U mnie, pojawiły się ostatnio w towarzystwie szalotek, czosnku i białego wytrawnego wina.
Oczywiście nie mogło też zabraknąć bagietki, którą wyczyściliśmy nasze talerze ;)
Małże nowozelandzkie w białym winie
15 małży nowozelandzkich*
1 łyżka oliwy
1 łyżka masła
5 szalotek
1 ząbek czosnku
pieprz
sól
1 szklanka białego wina
natka pietruszki
Na patelni rozgrzać masło i oliwę, dodać posiekane szalotki
i dusić kilka minut na małym ogniu, aż staną się miękkie i słodkie.
Dodać posiekany ząbek czosnku, pieprz i szczyptę soli.
Wlać wino, zwiększyć ogień i odparować alkohol przez 2-3 minuty.
Zdjąć z ognia i dodać sporą garść listków natki pietruszki.
Małże ułożyć na blasze, muszlami do dołu, na każdą nałożyć sos z szalotek i wina.
Włożyć do rozgrzanego piekarnika i piec około 10 minut w temperaturze 180°C.
Przed podaniem posypać listkami natki pietruszki.
*małże mrożone, z połową muszli, w opakowaniach po 25-30 sztuk (1 kg)
można kupić w niektórych supermarketach.
Tak pysznie, że nie mogę się oprzeć, z chęcią podkradłabym ten posiłek :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy bym się odważyła- nigdy nie próbowałam małży, ale myślę ze to musi być pyszne skoro tyle osób się nimi zachwyca
OdpowiedzUsuńto musiało być pyszne! a jak nowozelandzkie, to na pewno ekologiczne i zdrowe:)))
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie mogę się przekonać. Na zdjęciach wyglądają na bardzo smaczne, ale raczej tylko popatrzę;-)
OdpowiedzUsuńO mamo...ale pychota...:o Jak zwykle, najpierw moja uwage przyciagnely zdjecia i pierwsze o czym sobie pomylalam to byla... pajda swiezego chleba do wymuskania talerza:))) Ale Twoja bagietka tez bym nie pogardzila!;)
OdpowiedzUsuńJejku, pychota...Tylko gdzie dostać takie małże! :(
OdpowiedzUsuńWyglądają superbosko. Małży samych w sobie nie robiłam, ewentualnie jadłam w paelli. Ech :) Przepis nie wygląda na skomplikowany, może spróbuję :)
OdpowiedzUsuńKamilo, podkradaj! Ja nie patrzę!;)
OdpowiedzUsuńIvko, jeżeli lubisz inne owoce morza, małże na pewno Ci posmakują.
Oby tylko były świeże! Nieświeże owoce morza potrafią zrazić na długi czas!
Goh, oj pyszne było! A czy zdrowe? Chcę w to wierzyć;)
Anko Wrocławianko, mam nadzieję, że kiedyś dasz się namówić:)
Kachno, chleb czy bagietka, nie ma różnicy.
Oby tylko dobre i chrupiące były, bo sosik na to zasługuje;))
Bon Appetit, w almie i makro są na pewno. Musisz szukać w dużych supermarketach lub w dobrze zaopatrzonych sklepach rybnych.
Katie, przepis bardzo prosty i szybko się robi, więc do dzieła, bo warto:)
wyglądają bardzo smakowicie!
OdpowiedzUsuńTakie małże w połowie muszelki są w Biedronce i cena nie jest wygórowana.. Sama wypróbuję ten przepis.. W końcu zbliżają się walentynki.. A takie danie jest afrodyzjakiem - w szczególności jeśli karmi się nimi ukochaną osobę.. :)
OdpowiedzUsuńSylwio, to danie będzie idealne na taką okazję.:) Miłych walentynek!
Usuń