środa, 30 stycznia 2013

Tarta Porto z sardynkami z puszki




W ciągu jednej nocy zniknęła zima.
Rozpłynęła się, odeszła.
Zrobiło się cieplej, ale od rana leje.
Wskazówka barometru jest coraz niżej.
Nie mogę opanować senności.
Z koncentracją też nie najlepiej.
Błądzę po stronach.
Dziś głównie oglądam.
Podziwiam i zachwycam się obrazami.
Tyle ich jest, pięknych i smakowitych.
Dzięki nim ten szary dzień nabiera blasku,
a ja nabieram chęci do działania.
Pójdę teraz wykorzystać te chęci,
a Was zapraszam na kawałek tarty,
którą bardzo lubię:)





Tarta Porto z sardynkami z puszki
na podstawie przepisu z książki Kocham Gotować, Magdy Gessler

ciasto
100 g mąki pszennej typ 500
100 g mąki żytniej typ 2000
125 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
1 łyżka wody
sól

farsz
330 ml jogurtu naturalnego
100 g sera feta
3 łyżki tartego sera gruyere lub 1 jajko
2 pieczone zielone papryki
115 g sardynek w oleju
kilka zielonych oliwek
mała cebula
pół cytryny
brązowy cukier
biały pieprz
sól

dodatkowo
forma na tartę 24 cm.

Składniki na ciasto połączyć i szybko zagnieść.
Ciastem wyłożyć formę na tartę i włożyć ją do lodówki na 20 minut.
Kiedy ciasto stwardnieje, nakłuć je widelcem
i włożyć do piekarnika rozgrzanego do 180°C.
Piec 20 minut.

Wymieszać jogurt z pokruszoną fetą, tartym gruyerem lub jajkiem,
pokrojoną w paski pieczoną papryką oraz szczyptą pieprzu i soli.
Wylać na podpieczone ciasto.
Na wierzchu ułożyć sardynki, cebulę pokrojoną w grube plastry,
cienkie plasterki cytryny obsypane cukrem i oliwki.
Piec 20-25 minut w temperaturze 180°C, aż zacznie pachnieć.





piątek, 25 stycznia 2013

Cynamonowo kardamonowe rugelach z włoskimi orzechami




Czwartkowy wieczór.
Mały piątek, według mojego szefa:)
Czytam słowa przelane na papier.
Mdłe jak ziemniaki bez soli.
Miało być wyjątkowo zabawnie i inteligentnie.
Najśmieszniejsza książka sezonu.
Tymczasem kąciki ust ani drgną.
Przewracam kolejne kartki i cieszę się, że jest ich tak niewiele.
Sięgam po nalewkę poziomkową Mamy, aby osłodzić sobie nietrafiony wybór.
Zwykle jej słodycz byłaby wystarczająca, jednak ten wieczór
wymagał znacznie więcej słodyczy, żeby zrównoważyć cierpkie słowa.
Jem kolejnego rogalika i czytam...





Rugelach z włoskimi orzechami

ciasto
200 g masła
300 g twarogu
szczypta soli
1 łyżka cukru
2,5 szklanki mąki pszennej typ 500

nadzienie
150 g posiekanych orzechów włoskich
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka mielonego kardamonu
4 łyżki brązowego cukru

dodatkowo
jajko
brązowy cukier do posypania rogalików przed pieczeniem


Składniki nadzienia połączyć ze sobą i podzielić na 3 równe części.

Twaróg z masłem miksować kilka minut, do uzyskania gładkiej, puszystej masy.
Dodać sól, cukier i mąkę, miksować, aż ciasto zacznie odchodzić od ścianek  miski.
Uformować 3 kule równej wielkości, zawinąć w folię
i włożyć do lodówki na całą noc lub na co najmniej godzinę.
Po wyjęciu ciasta z lodówki, rozwałkować je na okrągły placek, grubości około 3 mm.
Ciasto pokroić na 12 lub 16 trójkątów tej samej wielkości.
Na cieście rozłożyć równomiernie 1/3 część nadzienia.
Trójkąty z nadzieniem zwijać w rogaliki i układać na blasze wyłożonej pergaminem.
Tak samo postąpić z pozostałymi dwoma kawałkami ciasta.
Piekarnik rozgrzać do 170°C.
Rogaliki posmarować rozmąconym jajkiem i posypać brązowym cukrem.
Włożyć do gorącego piekarnika i piec 20 minut, aż nabiorą złotej barwy.




Zapowiada się mroźny, ale słoneczny weekend:)
Niech Wam nie minie zbyt szybko!


wtorek, 22 stycznia 2013

Sałatka Gennaro, risotto z karczochami i impreza u Anki

W końcu nadszedł ten dzień!
Spełniło się marzenie Anki Wrocławianki!
Do Zwierzolubnych (do których należę i ja:)) zapisała się
upragniona przez Ankę setna (100!) rodzina, a zaraz za nią kolejne.
Szalona Anka Wrocławianka postanowiła to uczcić wielką imprezą
i poprosiła, między innymi mnie, o przygotowanie poczęstunku na tę okoliczność.
Przyznacie, że przygotowanie posiłku dla ponad 100 rodzin, to nie lada wyzwanie?!
Szczególnie jeżeli ma się takich pomocników, jak na załączonym poniżej obrazku;)




Tak, ci dwaj panowie zbytnio się nie napracowali!

Na szczęście w wirtualnym świecie wszystko jest możliwe
i choć miałam do przygotowania całkiem sporo porcji, udało się;)
Mam nadzieję, że nikt nie wróci do domu głodny.
Dokładki przewidziane!
Ściągam fartuch i idę świętować do Anki Wrocławianki
Doszły mnie słuchy, że Kamila przygotowała dla nas jakiś pyszny deser:)




Sałatka Gennaro, 
czyli włoska wersja sałatki nicejskiej
przepis z książki Jamiego Olivera, Włoska wyprawa Jamiego

400 g małych, kleistych ziemniaków
czarny pieprz
sól
4 jaja
2 czubate łyżki solonych kaparów
2 cytryny
1 puszka/słoik tuńczyka w oleju 220 g
1/2 świeżej papryczki chili
oliwa z oliwek ev
1 duża garść rukoli
1 duża garść liści różnych gatunków sałaty
1 mała czerwona cebula
4 solone sardele

Ziemniaki obrać i gotować w osolonej wodzie do miękkości.
Jajka ugotować na twardo, ostudzić i obrać.
Kapary opłukać, osączyć, włożyć do miski  i polać sokiem z 1 cytryny.
Liście sałaty i rukolę umyć i osuszyć.
Ugotowane, gorące ziemniaki osączyć, podzielić na mniejsze kawałki i wrzucić do miski  z kaparami.
Dodać 5 łyżek oliwy, szczyptę czarnego pieprzu i soli, plasterki cebuli i posiekane chili, wymieszać.
Kiedy ziemniaki ostygną do temperatury pokojowej, dodać kawałki tuńczyka,
porwane na kawałki listki sałaty, rukolę i jajka pokrojone na ćwiartki.
Skropić oliwą, delikatnie wymieszać, wyłożyć na talerze i przybrać filetami z sardeli.





Risotto z karczochami
na podstawie przepisu z książki Jamiego Olivera, Włoska wyprawa Jamiego

500 ml bulionu warzywnego
oliwa
2 łyżki masła
2 gałązki selera naciowego
1 cebula
1 ząbek czosnku
200 g ryżu na risotto
kieliszek wytrawnego białego wina
250 g karczochów z puszki lub słoika
pieprz
sól
sok i skórka z ćwiartki cytryny
2 garście tartego parmezanu
1 garść świeżych listków mięty

Bulion warzywny podgrzać. Karczochy osączyć.
Kilka połówek karczochów (1-2 na porcję) zostawić w całości, resztę pokroić w cienkie paski.
W garnku rozgrzać oliwę i 1 łyżkę masła, dodać drobno posiekany seler, cebulę i czosnek.
Dusić na małym ogniu przez 15 minut, nie rumieniąc warzyw.
Następnie dodać ryż, zwiększyć ogień i smażyć mieszając, aż ryż stanie się szklisty.
Dodać wino i dalej mieszać.
Kiedy ryż wchłonie wino, dodać chochlę gorącego bulionu i szczyptę soli.
Zmniejszyć ogień tak, żeby ryż lekko bulgotał.
Kiedy ryż wchłonie pierwszą chochlę bulionu, dodawać kolejne, ciągle mieszając.
Po 15 minutach ryż powinien być gotowy.
Pięć minut przed końcem gotowania dodać pokrojone w paski karczochy.
Kiedy ryż będzie miękki, zestawić garnek z ognia, dodać łyżkę masła, parmezan i sok z cytryny.
Doprawić pieprzem i solą jeżeli to konieczne.
Połówki karczochów wymieszać ze startą skórką z cytryny, listkami mięty i niewielką ilością oliwy.
Risotto nałożyć na talerze, na wierzchu ułożyć połówki karczochów,
polać sosem pozostałym w misce, w której były przyprawiane połówki karczochów.
Przed podaniem posypać tartym parmezanem.




Wyżej wymienione dania są poczęstunkiem dla zwierzolubnego personelu, czyli istot ludzkich.
Dla futrzastych przewidziałam inne przysmaki.
Nie są one jednak na tyle fotogeniczne, aby je tu pokazywać;)


piątek, 18 stycznia 2013

Przesyłka od Amber i wężymord oswojony




Kiedy się czegoś bardzo pragnie, prędzej czy później się to dostanie.
Za sprawą tajemniczych zbiegów okoliczności, dobrych ludzi
i nieoczekiwanych zdarzeń, mogą spełnić się nasze marzenia.
Marzenia małe i te całkiem duże.
Te, o których nie boimy się marzyć i te,
w których spełnienie nie mamy odwagi wierzyć.
Marzenia o domu w środku lasu,
o spotkaniu kogoś, kogo dawno się nie widziało,
o trekkingu wokół Annapurny,
o błękitnej filiżance, którą zobaczyłam wczoraj na zdjęciu,
o tarcie z truskawkami w środku zimy,
o poznaniu smaku skorzonery...




Tak się złożyło, że to ostatnie spełniło się całkiem niedawno, dzięki Amber:)
Najpierw był temat wspólnego gotowania, który wybrała Ona.
Później były moje poszukiwania, zakończone fiaskiem.
Następnie Jej propozycja nie do odrzucenia.
Potem przyszedł pan listonosz, a chwilę po jego wyjściu,
po raz pierwszy trzymałam w rękach czarny korzeń wężymordu.
Była też rada bliskiej osoby, żeby obierać skorzonerę w rękawiczkach,
ponieważ brudzi i klei się niemiłosiernie.
Rękawiczek nie miałam, ale działałam błyskawicznie
i udało mi się uchronić dłonie przed pofarbowaniem.
A na końcu powstało danie, pyszna kompozycja smaków,
która skradła moje kubki smakowe od pierwszego kęsa.
Ciekawe co Amber wyczarowała z tego warzywa, o groźnie brzmiącej nazwie?




Skorzonera z grzybami i pęczakiem
na podstawie przepisu Y. Ottolenghi

150 g pęczaku
5 łyżek oliwy
1 cytryna
4 ząbki czosnku
pieprz
sól
300 g skorzonery
150 g borowików
150 g boczniaków
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
1 łyżka posiekanego świeżego estragonu
1 łyżka masła, opcjonalnie




Pęczak zalać zimną wodą, doprowadzić do wrzenia i gotować 30-35 minut.
Następnie pęczak przecedzić przez sito, tak aby pozbyć się całej wody.
Przełożyć do miski i wymieszać z masłem, jeżeli go używamy.
Na patelnię wlać 3 łyżki oliwy, dodać 4 paski skórki cytrynowej i czosnek pokrojony w cienkie plasterki.
Podgrzewać na bardzo małym ogniu przez 1-2 minuty, mieszając.
Dodać ugotowany pęczak, doprawić pieprzem i solą, dokładnie wymieszać.
Do garnka wlać zimną wodę, dodać sok z połowy cytryny i szczyptę soli.
Skorzonerę obierać za pomocą obieraczki do warzyw, kroić na kawałki około 3 cm długości 
i natychmiast wkładać do wody z sokiem cytrynowym.
Wstawić garnek na ogień, doprowadzić do wrzenia i gotować 20 minut.
Odcedzić i dodać skorzonerę do pęczaku.
Podgrzać pozostałą oliwę na patelni i dodać pokrojone na duże kawałki grzyby.
Smażyć na dużym ogniu kilka minut, aż nabiorą złotej barwy, dodać do pęczaku.
Na koniec całość wymieszać z posiekaną natką i estragonem
oraz sokiem z pozostałej połowy cytryny.
Doprawić jeżeli to konieczne, pieprzem i solą.
Podawać na ciepło z dodatkiem ziołowego majonezu.




Ziołowy majonez

3 łyżki majonezu
3 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżka posiekanej natki pietruszki
1 łyżeczka posiekanego świeżego estragonu
1 łyżka posiekanego szczypiorku
sok i skórka z cytryny
pieprz
sól

Majonez, jogurt i zioła wymieszać.
Doprawić pieprzem, solą i sokiem z cytryny.
Przed podaniem posypać odrobiną posiekanej skórki cytrynowej.





środa, 16 stycznia 2013

Udziec jagnięcy w czerwonym winie i włoskie puree ziemniaczane


Zimą, lubię dom intensywnie pachnący jedzeniem.
Grzanym winem, pieczonym chlebem, czosnkiem i ziołami.
Lubię, kiedy zapach gotowanego rosołu otula pomieszczenia
i kiedy roznosi się w nich aromat długo pieczonego mięsa.




Udziec jagnięcy w czerwonym winie
na podstawie przepisu z książki Buonissimo!, Gino D'Acampo 

4 jagnięce udźce
2 marchewki
1 duża cebula
3 gałązki świeżego rozmarynu
3 gałązki świeżego tymianku
10 ziaren pieprzu
1 butelka czerwonego wina
6 szalotek
3 łyżki dżemu z borówki brusznicy

Udźce, pokrojoną na kawałki marchew i cebulę oraz zioła i pieprz 
włożyć do żaroodpornego naczynia, zalać winem, 
przykryć i odstawić w chłodne miejsce na 5 godzin.
Co jakiś czas mięso odwrócić, żeby zamarynowało się równomiernie.
Piekarnik rozgrzać do 190°C.
Naczynie z mięsem postawić na ogień i doprowadzić wino do wrzenia.
Przykryć pokrywką i włożyć do piekarnika na 2 godziny.
W połowie pieczenia zdjąć pokrywkę.
Po 2 godzinach mięso wyjąć z naczynia i położyć na blasze do pieczenia,
dodać pokrojone w ćwiartki szalotki i podlać kilkoma łyżkami sosu.
Udźce piec kolejne 30 minut, podlewając od czasu do czasu sosem.
Po upieczeniu, mięso powinno łatwo odchodzić od kości.
Pozostały sos przecedzić, przelać do garnka i zredukować na małym ogniu o połowę.
Do sosu dodać dżem z borówki i całość przetrzeć przez sito.
Przed podaniem mięso polać sosem.




Włoskie puree ziemniaczane
na podstawie przepisu z książki Buonissimo!, Gino D'Acampo 

5 dużych ziemniaków
150 ml mleka
100 g masła
50 g świeżo tartego parmezanu
100 g suszonych pomidorów w oleju
pieprz
sól

Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie, odcedzić i rozgnieść.
Dodać mleko, masło i pokrojone drobno pomidory oraz parmezan.
Doprawić pieprzem i solą, dokładnie wymieszać.
Podawać natychmiast po przygotowaniu lub, wzorem naszych babć,
zawinąć garnek w pierzynę, aby ziemniaki nie ostygły do momentu podania;)






poniedziałek, 14 stycznia 2013

Paraliż miasta i chleb ze smalcem




Piątkowy poranek, śnieg prószy jak szalony.
Znowu mamy zimę, jaką lubię.
Siedzę w pracy, zerkając co jakiś czas przez okno,
a świat staje się coraz bardziej biały.
Osiem godzin szybko mija, czas do domu.
Nie słuchałam wiadomości więc nie wiem,
że zamarzły drogi, stanęły tramwaje i autobusy.
Na ulicach kilometrowe korki, wypadki, totalny paraliż.
Droga, która zwykle zajmuje pół godziny, trwa prawie trzy.
Kiedy docieram do domu, nie mam ochoty na gotowanie.
Kroję chleb, otwieram słoik ze smalcem i kiszone ogórki.
Za oknem zasypane dachy, płoty, drzewa i krzewy.
W świetle latarni tworzą bajeczną scenerię.
Płatki śniegu wciąż wirują w powietrzu.
Otulona kocem piję grzańca i cieszę się,
że jestem już w domu, a przede mną weekend.





Smalec

500 g słoniny
250 g łopatki wieprzowej
1 jabłko
1 duża cebula
pół główki czosnku
3 łyżki majeranku
pieprz
sól

Mięso i słoninę pokroić w drobną kostkę lub zmielić maszynką do mięsa.
Słoninę włożyć do garnka i wytapiać przez kilkanaście minut, dodać mięso.
Smażyć na niewielkim ogniu przez około godzinę.
Pod koniec dodać posiekaną cebulę i tarte na grubych oczkach jabłko.
Kiedy cebula będzie złota, zestawić garnek z ognia,
dodać rozgnieciony czosnek, majeranek, doprawić pieprzem i solą.
Przelać do szklanego lub kamionkowego naczynia i wystudzić.




czwartek, 10 stycznia 2013

Głowizna w galarecie





Brzmi strasznie?
Niezbyt zachęcająco?
Do nóżek w galarecie wielu się przyzwyczaiło.
A co zrobić z głową, jeżeli się ją posiada, głową wieprzową?
Gdyby nasza kultura zbliżona była do tej marokańskiej na przykład, 
problem, że się tak wyrażę, miałabym z głowy.
Tam nikogo nie przerażają zęby czy języki na talerzu, 
a kozie i baranie głowy są wielkim przysmakiem.
Nie wszyscy turyści dają się na nie skusić, a szkoda.
Sama mięsa jem niewiele, unikam tego z masowej produkcji
i choć prawie osiem lat nie istniało dla mnie zupełnie,
widok głowy, której w sklepach próżno szukać, już mnie nie przeraża.
Czasami jednak nie mam na nie pomysłu, nie wiem co lubi a czego nie.
Smażyć, piec, dusić, krótko, długo, w wysokiej czy w niskiej temperaturze...
Wtedy pędzę po ratunek do Macieja Kuronia.
Jeszcze nigdy się nie zawiodłam:)






Głowizna w galarecie
przepis Macieja Kuronia

połowa głowy wieprzowej i jeden ozór
400 ml octu winnego
pęczek włoszczyzny bez kapusty
1-2 cebule
2 ząbki czosnku
3 goździki
2-3 liście laurowe
6 ziaren ziela angielskiego
10 ziaren czarnego pieprzu
pieprz mielony
sól

Głowę wieprzową oczyścić i moczyć wraz z ozorem przez noc w lekko zakwaszonej octem wodzie.
Wodę należy dwukrotnie zmienić.
Następnie przełożyć głowę i ozór do dużego garnka z gotującą się wodą i połową octu.
Gotować 15 minut, odcedzić, umyć garnek, włożyć do niego ponownie głowę i ozór.
Zalać wrzątkiem, dodać kilka łyżek octu i cebule z goździkami, zagotować.
Dodać warzywa, pokrojony czosnek, listek laurowy, ziele i ziarna pieprzu.
Gotować 4,5 godziny, aż mięso będzie odchodzić od kości.
Wywar z zawartością całkowicie ostudzić.
Ozór obrać, mięso oddzielić od kości, podzielić na mniejsze kawałki, doprawić pieprzem i solą.
Wywar przecedzić, ewentualnie odparować i doprawić do smaku solą.
Można też dodatkowo wywar odtłuścić*sklarować**, ale nie jest to konieczne.
Mięso przełożyć do formy, zalać wywarem i schłodzić.
Po 24 godzinach galareta jest gotowa.


* Jeżeli chcecie wywar odtłuścić, należy go najpierw schłodzić, 
a następnie zebrać z wierzchu warstwę tłuszczu, który zastygł.
Później trzeba wywar lekko ogrzać, aby znowu uzyskać płynną konsystencję.

**Jeżeli chcecie wywar sklarować, wystarczy do zimnego wywaru dodać ubite białka,
wymieszać i podgrzewać na bardzo małym ogniu. 
Kiedy białka się zetną, garnek zestawić z ognia.
Po kilkunastu minutach, usunąć większe zanieczyszczenia łyżką cedzakową,
a wywar przecedzić przez gazę lub filtr do kawy.






poniedziałek, 7 stycznia 2013

Chleb na zakwasie z wędzoną śliwką





Wymyśliła go Margotka.
Lo dodała do niego wędzone śliwki.
Ja go upiekłam i nie mogłam się nim najeść.
Konkretny, wilgotny, o aromacie wędzonej śliwki.
Przepyszny!





Chleb na zakwasie z wędzoną śliwką
na podstawie przepisów Margotki i Lo

zaczyn
100 g mąki żytniej typ 720
100 g wody
50 g zakwasu żytniego

ciasto właściwe
350 g mąki żytniej typ 720
320 g mąki pszennej typ 850
16 g soli
1 łyżka miodu
100 g jogurtu naturalnego
450 g ciepłej wody
100 g wędzonych śliwek

dodatkowo
żeliwny garnek z pokrywką
forma do wyrastania chleba o średnicy zbliżonej do średnicy garnka




Składniki zaczynu wymieszać, przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na kilka godzin.
Kiedy zaczyn zwiększy objętość i pojawią się w nim pęcherzyki powietrza,
wymieszać go z resztą składników. Pokrojone śliwki dodać na samym końcu.
Wyrobione ciasto przykryć i odstawić na godzinę w ciepłe miejsce.
Formę do wyrastania chleba wyłożyć natłuszczonym,
pogniecionym papierem do pieczenia i przełożyć do niej ciasto.
Przykryć i odstawić do wyrośnięcia na noc.
Piekarnik z garnkiem nagrzać do 230°C.
Chleb w papierze przełożyć do garnka, przykryć pokrywką i piec 50 minut.
Następnie zdjąć pokrywkę, zmniejszyć temperaturę do 210°C i piec 10 minut.
Wyjąć z garnka i studzić na kratce.




Miłego tygodnia!