Kiedy mija ostatnia godzina biurowego zasiedzenia, wsiadam i jadę.
Najpierw wśród zmęczonych dniem ludzi,
którzy zapatrzeni w chodnik, czekają na autobusy i tramwaje.
Mijam kilka skrzyżowań i świateł, dwa zielone skwery.
Pokonuję najgorszy odcinek, kocie łby i nierówności.
Przechodnie ze słuchawkami w uszach nie słyszący mojego dzwonka.
Później długo pod górę, w cieniu starych drzew.
Przy akompaniamencie ptaków docieram na szczyt.
Teraz już z górki, po ścieżce rowerowej, która prędko się kończy.
Kilku rowerzystów, paru biegaczy, pan z wielkim wodołazem
i para staruszków, którzy z uśmiechem ustępują mi drogi.
Ostatnia prosta, sznur samochodów powoli posuwających się do przodu.
Choć nie przesadzam z prędkością, jestem szybsza od nich.
Zachęcona zapachem, zatrzymuję się na chwilę w ogrodniczym.
Rozmaryn kusi i nęci, a ja nie potrafię się oprzeć.
Z doniczką w plecaku wracam na trasę.
Ostatni zakręt, znajoma furtka i dźwięk dzwoneczka.
Dyzio wybiegający mi na spotkanie.
Najbardziej gadatliwy kot jakiego znam:)
Zmęczona i szczęśliwa z powrotu do formy po zimowym lenistwie.
Jeszcze tylko szybki prysznic i można zasiąść do kolacji.
Kurczak cacciatora, równie smaczny drugiego dnia po przyrządzeniu.
Z kieliszkiem wina, w ogrodzie, dopóki deszcz nas nie wygoni.
Kurczak cacciatora według Jamiego Olivera
przepis z książki Włoska wyprawa Jamiego, Jamie Oliver
2 kg kurczaka podzielonego na części
8 listków laurowych
2 gałązki świeżego rozmarynu
3 ząbki czosnku
pieprz
sól
pół butelki chianti
mąka do panierowania
6 filecików anchois
garść czarnych oliwek
2 puszki pomidorów
oliwa do smażenia
dodatkowo
żaroodporne naczynie z pokrywką
Kawałki kurczaka posypać pieprzem i solą, włożyć do miski,
dodać listki laurowe, rozmaryn i 1 rozgnieciony ząbek czosnku.
Zalać winem, wstawić do lodówki na co najmniej godzinę lub najlepiej na całą noc.
Kurczaka wyjąć z marynaty, osuszyć papierowym ręcznikiem.
W żaroodpornym garnku rozgrzać oliwę.
Każdy kawałek obtaczać w mące i smażyć na złoty kolor.
Usmażone mięso odłożyć na bok, a do garnka, w którym się smażyło
dodać pokrojone w plasterki dwa ząbki czosnku, anchois, oliwki i rozgniecione pomidory.
Następnie włożyć kawałki kurczaka, wlać marynatę i doprowadzić do wrzenia.
Przykryć pokrywką i włożyć do rozgrzanego do 180°C piekarnika.
Piec 1,5 godziny.
A ja jadę z Tobą rowerem i zasiadam do kolacji! Pyszna i niespieszna - idealna!
OdpowiedzUsuńCudownie!
UsuńOstrzegam tylko, że Dyzio zagląda do talerza;)
A u mnie Maksiu, więc mi to wcale nie przeszkadza :)
UsuńA kurczaka zrobię, a książkę w końcu sobie sprezentuję :)
Miłego popołudnia :)
Maksiu oczywiście też ma zaproszenie:)
UsuńKsiążkę polecam, a póki co,
sporo przepisów z niej jest na oficjalnej stronie Jamiego;)
Miłego!:)
Pyszniutko tu:) i pięknie:) mniam mniam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Marto!:)
UsuńJa też nie mogę się oprzeć wizytom w ogrodniczych...
OdpowiedzUsuńA kurczak smakowity,idealny na zasłużony koniec tygodnia.
Mój rower ma przebitą oponę...
Słonecznego tygodnia!
Ja już nie mam miejsca w ogrodzie, więc nie powinnam...
UsuńZmianę opony zleć jakiemuś facetowi.
Oni lubią czuć się potrzebni;)
Maj z rowerowej perspektywy jest cudny:)
Wspaniałego tygodnia!
"Z kieliszkiem wina, w ogrodzie, dopóki deszcz nas nie wygoni" - och tak. Jak ty pięknie piszesz.
OdpowiedzUsuńMarto, to nie ja, to życie;)
UsuńNa zaglądającego do talerza Dyzia piszę się obiema łapkami ;) ale jakoś nie potrafię przekonać się do anchois :( może kiedyś mnie zaprosisz na takiego kurczaka i nie powiesz, że tam jest anchois i jak nie wzbudzi mojej niechęci to może uda mi się do niego przekonać ;) A jak nie to poproszę Dyzia o pomoc w konsumpcji ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego kurczaka. Robilam z tego samego przepisu co Ty i przepadlam :) Piszesz, ze Twoj Dyzio jest gadatliwy...szkoda, ze nie slyszalas mojego Tolstoja ha ha :) A jazda na rowerze to fajna rzecz. Tez lubie :)
OdpowiedzUsuńUsciski.
A wiesz, że kurczaka cacciatore robiłam w sobotę na obiad? Tylko z innego przepisu. Cudownie prezentuje się na Twoich zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Malwinna
Tym razem o smakach nie pogadam, ale o zdjęciach owszem, piękne i apetyczne :-)
OdpowiedzUsuńSzczęściaro!
OdpowiedzUsuńRower pozwala zbierać łupy po drodze ;-)) już się nie mogę doczekać młodych ziemniaczków pieczonych z rozmarynem! Kurczak wygląda wybornie. PSsss... Nadmiernie gadatliwy Kłopot pozdrawia ziomka Dyzia. A ja Ciebie. Pięknego tygodnia.
OdpowiedzUsuńWodołaz mnie zainteresował. Piękny na pewno :)
OdpowiedzUsuńI para staruszków. Wyrozumiałych bardziej niż nie jeden młodszy człek :)
Ja póki co pieszo pokonuję kilometry, ale myślę, że już niedługo :)
Kurczak doskonały :)
wspaniale, aromatyczne danie :) mniam :)
OdpowiedzUsuńpo samym opisie człowiek robi się głodny jak wilk:) cudowna, piątkowa kolacyjka w ogrodzie:)
OdpowiedzUsuńDawny_basik,
OdpowiedzUsuńjestem przekonana, że gdybyś nie wiedziała,
to w życiu nie wyczułabyś anchois w tym daniu.
Te fileciki, podczas długiego duszenia,
zupełnie znikają pozostawiając tylko delikatny słony posmak.
Wierz mi, że Dyzio nie miałby szans ich znaleźć;)
Majko,
więc dokładnie wiesz, jaka to przyjemność zasiąść do tego kurczaka:)
Tołstoj, takie imię zobowiązuje:)
Nic dziwnego, że gaduła z niego;)
Panno Malwinno,
cóż za zbieg okoliczności!
Widziałam już kilka różnych przepisów na to danie
i jestem bardzo ciekawa Twojej wersji:)
Veggie,
dziękuję i obiecuję, że kolejne przepisy będą bez mięsa;)
Anko Wrocławianko,
:))
Katarzynko,
no właśnie, a później z tymi łupami pod górę trzeba pedałować i wcale nie jest łatwo;)
Dyzio odwzajemnia pozdrowienia:)
Kłopot? Naprawdę?:D
Uściski!
Alutko,
przede wszystkim OGROMNY!
Wygląda jak niedźwiedź:)
Ma już swoje lata...
To dziwne, ale starsze osoby zawsze ustępują,
a młodzi patrzą ze zdziwieniem,
jakby nigdy człowieka na rowerze nie widzieli;)
Pieszo na pewno wyjdzie Ci na zdrowie!
Ja musiałabym iść chyba 1,5 godziny.
Wolę pół rowerem;)
Wiewióro,
:))
Antenko,
piątkowe kolacje lubię najbardziej:)
ale ładnie podany!
OdpowiedzUsuńBlog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Oj tak, po zimowym lenistwie miło wrócić do formy. A po aktywności kolacja smakuje jeszcze bardziej niż zwykle :)
OdpowiedzUsuńKurczak bardzo apetyczny, nie znałam go pod tą intrygującą nazwą.
Pozdrawiam, Tosia.
Oj i ja bym chciała z takim kurczakiem zakończyć dzień, wygląda wspaniale. Do formy również wracam, choć nie na rowerze:-)
OdpowiedzUsuńOlu,
OdpowiedzUsuńdzięki:)
Burczymiwbrzuchu,
pierwsze kilka dni na rowerze, nie były łatwe;)
Ale tak to jest, jak się zimą człowiek leni na całego;)
Nazwa tego dania, to nic innego jak kurczak myśliwego:)
Pyszny jest, polecam!
Olimpio,
a na czym wracasz do formy, jeżeli mogę zapytać?;)
Ehh jakie było by nasze życie ubogie bez dobrego jedzenia …
OdpowiedzUsuńDziś zrobiłem tego kurczaka jak tylko zobaczyłem pomidory to pomyślałem to musi być to ..Już może kiedyś jadłem takie danie ale nie było to we Włoszech a w Prowansji gdzie dużo czerpie się z kuchni włoskiej
Jak dla mnie najlepszy sposób na kurczaka nie jest suchy i ten sos mmm pycha samych Anchovis nie czuć w ogóle zupełnie o nich zapomniałem tak samo jak zapomniałem o oliwkach które dodałem trochę za późno .
Następnym razem postaram się uniknąć małych błędów i wtedy będzie arcydzieło … chociaż i dziś tez nim było :D
Pozdrawiam wszystkich smakoszy dobrego jedzenia
hmm widzę ze lisice laurowe i rozmaryn tak samo poszły do piekarnika ja odrzuciłem z marynaty ehhh
Święte słowa!
UsuńChoć znam osoby, którym jedzenie jest potrzebne tylko do podtrzymania funkcji życiowych;)
Jak widzę, Ty do nich nie należysz:))
Pozdrawiam!:)