Wystarczyło kilka dni nad morzem, żeby utwierdzić się w przekonaniu,
że hałaśliwe plaże wypełnione po brzegi ludźmi,
tętniące życiem miasteczka, zatłoczone deptaki i mola
to coś, co zupełnie nie jest mi do życia potrzebne.
Wystarczyło kilka minut na plaży, żeby zauważyć,
że zniknął zapach morza, który pamiętam z dzieciństwa.
Wystarczyło kilka dni poza domem, żeby stwierdzić,
jak bardzo tęskniłam za ciepłem kotów, przytulających się nocą,
za łóżkiem z twardym materacem i ulubioną pościelą,
za pustą ścianą, na której już dawno powinny znaleźć się zdjęcia,
za tarasem, który wymaga gruntownego remontu,
za kuchnią, w której po powrocie ugotowałam danie pachnące morzem.
Małże w kremowo winnym sosie curry
przepis z książki France the Beautiful Cookbook
2,5 kg muszli
400 ml białego, wytrawnego wina
1 gałązka tymianku
1 listek laurowy
6 gałązek natki pietruszki
25 g masła
3 szalotki, posiekane
1 łyżeczka curry
szczypta pieprzu cayenne
150 g gęstej kwaśniej śmietany 30%
3 żółtka
Muszle oczyścić, wyrzucić wszystkie, które są otwarte
i nie zamykają się, kiedy postukamy nimi o blat.
Do dużego garnka wlać wino.
Dodać tymianek, listek laurowy i natkę pietruszki.
Doprowadzić do wrzenia, dodać muszle.
Kiedy tylko muszle się otworzą, wyjąć je z garnka, przełożyć do miski i odłożyć na bok.
Wyrzucić wszystkie muszle, które nie otworzyły się podczas gotowania.
Pozostały w garnku płyn odparować do połowy objętości.
W małym garnku rozpuścić masło, dodać szalotki i smażyć je na małym ogniu przez 2 minuty.
Do usmażonych szalotek dodać wywar z muszli i gotować 1 minutę.
Przelać wszystko z powrotem do dużego garnka,
dodać curry, cayenne i 2/3 śmietany, gotować przez 1 minutę.
Żółtka ubić z resztą śmietany, wymieszać z 2 łyżkami gorącego sosu i wlać do dużego garnka.
Dodać muszle i podgrzewać na bardzo małym ogniu, mieszając.
Należy uważać, aby nie doprowadzić do wrzenia.
Podawać od razu po przygotowaniu z chrupiącym pieczywem.
Oh, oh, oh! Jak ja uwielbiam małże. Uważam, że najlepiej smakują nad brzegiem akwenu, na drewnianym nabrzeżu, gdy słonawy wiatr omiata twarz. Ale i bez takiej scenografii są pyszne! Pięknie i klasycznie u Ciebie wyglądają. Mniam!
OdpowiedzUsuńAkwen w postaci oczka wodnego jest!
UsuńZamiast pomostu, drewniana paleta!
Wiatru w naszym regionie, jak sama wiesz, nie brakuje!
Idealna sceneria pod ten talerz:))
szkoda, że uczuliłam się jakiś czas temu, zawsze bardzo lubiłam...
OdpowiedzUsuńBlog o życiu & podróżach
Blog o gotowaniu
Olu, a próbowałaś nowozelandzkich?
UsuńPonoć z czystych wód pochodzą.
Może nie uczulą:)
Ojej! Ale cudnie wygląda! Czasami trzeba wyjechać, aby docenić swój dom i za nim zatęsknić ;)
OdpowiedzUsuńZawsze tęsknię, ale dopiero po powrocie zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo:)
UsuńTy mnie, Magdo, nie strasz, bo ja niedługo nad morze ruszam... :)
OdpowiedzUsuńAnka rusza nad morze i spotka się z Jolą? :D
UsuńAnko, straszyć to ja bym Cię mogła pisząc, że tylko małże do jedzenia nad morzem znajdziesz;)
UsuńTłumy zawsze można ominąć...chyba, że lubisz.
Kamieni trochę można przytachać:)
A jak jeszcze jedzie się w odwiedziny i towarzystwo dopisze, to nie ma się co martwić;))
Dziś na lokalnej stronie dojrzałam zdjęcie z plaży i się przeraziłam tym tłumem. Odwykłam w zasadzie, bo w sezonie prawie nie jeżdżę nad morze. Jeśli już, to na którąś z dzikich, i to raczej po południu, kiedy już plażowicze ustępują - wtedy to jeszcze da się wytrzymać. :) Doskonale więc Cię rozumiem, Magdo, choć rozumiem także tych, którzy przyjeżdżają z daleka i chcą się wodą i plażą nacieszyć. Coś za coś. Ja tam czekam na jesień, ale zapewne pojadę kilka razy się choć trochę zanurzyć. Urlop jeszcze przede mną. :)
OdpowiedzUsuńAniu, a Ty się nie strasz, wszystko będzie dobrze... ;)
Jolu, jak to mówią, wszystko jest dla ludzi:)
UsuńKiedy byłam dzieckiem, trzy tygodnie nad morzem były obowiązkowe.
Teraz nie wyobrażam sobie takiego urlopu.
Na szczęście prócz plaży, mam nad morzem znajomych i dlatego ten wyjazd był udany.
A jesienią mam nadzieję na góry:)
Myślał by kto, że ta nasza Anka taka strachliwa;))
Madziu! Doskonale Cię rozumiem - morze i góry w lipcu i sierpniu u mnie odpadają. Nie cierpię tych dzikich tłumów. Zamiast się cieszyć wakacjami chodzę poirytowana...
OdpowiedzUsuńPrzekornie w piątek ruszam z pracową ekipą na weekend do Samotni ;)). Zapewne samotnia tylko z nazwy samotnią będzie. Czego się nie robi dla pracowej integracji! :D
Alutko, mnie też irytują tłumy.
UsuńNigdy nie planuję urlopu na lipiec i sierpień.
Ten wyjazd był 'przy okazji', bardziej w ramach odwiedzin niż plażowania.
Mam nadzieję, że integracyjny wyjazd Ci się uda, mimo tłumów na szlaku;)
Madziu! Szok! Nie było tłumów na szlakach!
UsuńMoże to przez upał? :)
A wyjazd bardzo udany, poza tym, że ucierpiał mój aparat i znów jestem bez sprzętu :/
Wszyscy pojechali nad morze;))
UsuńPrzykro mi z powodu aparatu:(
Mam nadzieję, że szybko coś zorganizujesz
i zobaczymy nowe wpisy na blogu:)
Haha, pewnie tak ;))
UsuńW ciągu roku to już trzecia aparatowa akcja :/ i to na własne życzenie.
Nie wiem czy nie kupić nowego, bo kolejna naprawa za 400zł nie wiem czy jest opłacalna.
Wpisy może książkowe w końcu będą! :))
Raz mi wystarczył, żeby teraz zawsze wieszać aparat na szyi;)
UsuńA na wpisy książkowe czekać będę z niecierpliwością:)
Za 2 tygodnie wybieram się nad polskie morze i boję się, że będę miała podobne wrażenia do Twoich. Obym się myliła:-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam małże ale na przygotowanie takich poczekam do września jak wrócę do UK:-)
PS. CUDNE ZDJĘCIA:-)
Olimpio, są miejsca bardziej i mniej zatłoczone.
UsuńJa trafiłam tam, gdzie tłumu uniknąć się nie dało.
Dla niektórych na tym polega urok wakacji.
Niech Twoje będą takie, o jakich marzysz:)
PS. DZIĘKUJĘ!:)
Ja też tak mam. Często tęsknię już jak zamykam drzwi.
OdpowiedzUsuńA małże musza być boskie. Śmietanowy sos i curry!!!
Czy mogę się przysiąść?
Myszo, muszę przyznać, że naprawdę są boskie!
UsuńOd sosu trudno się oderwać;)
Z przyjemnością Cię ugoszczę:)
jakie eleganckie danie:) a przy tym cudne zdjęcia! można się rozmarzyć:)
OdpowiedzUsuńFrancja elegancja;D
UsuńGdybyś zobaczyła mnie, oblizującą paluchy...;)
Nie mogłam się opanować!:)
Pyszny talerz! Kocham szum morza i ciepło słonka na pustych plażach we wrześniu :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie, we wrześniu!:)
UsuńNiestety w lipcu nie jest pusto ani trochę;)
Za to morze szumi wciąż tak samo:)
Na małże namawiam, bo są wyjątkowo smaczne!
a u mnie małże przywołują wspomnienia z Francji, gdzie je pierwszy raz jadłam... pięknie je podałaś :) pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że dałabym wiele, żeby zjeść oryginał tego dania:)
UsuńDziękuje i pozdrowienia przesyłam!
Miałam w tym roku przyjemność zaznać plaży w Arcachon (Akwitania) jeszcze przed Prowansją - byłam zauroczona brakiem ludzi, niby lipiec, niby wakacje a tu można wybierać i przebierać w plażowych stanowiskach. Plaża niemal pusta. Czemu się jednak dziwić skoro Francuzi mają aż trzy morskie kierunki u siebie, u nas nie ma wyjścia - azymut na Bałtyk...
OdpowiedzUsuńTwoje danie zachwycające i choć nie przepadam za małżami od Ciebie bym zjadła bez wahania :)) W Akwitanii miałam przyjemność z morskim robactwem, tamte kompozycje były także bardzo finezyjne - element ślimaka był dominujący.
Niestety na puste plaże nad Bałtykiem
Usuńpodczas wakacji liczyć nie można,
dlatego też zwykle obieram
zupełnie inne kierunki w tym czasie.
Cieszę się, że skusiłabyś się na moje małże:)
Muszę przyznać, że ja lubię to całe morskie robactwo;)
Nie lubię polskiego morza w wakacje.
OdpowiedzUsuńNiestety...
Przeszkadza mi tłum, hałas,stragany i brak ...morza.
Ale Twoje małże zjadłabym z rozkoszą!
Trzeba przyznać, że wiele do lubienia,
Usuńw tym czasie, znaleźć tam nie można;)
Gdyby chociaż dobre owoce morza...:)