wtorek, 21 stycznia 2014

Rybne sekrety Artura Moroza i śledzie w oleju rzepakowym





Grudniowy, chłodny wieczór, pociąg wtacza się na peron.
Nie mogę się doczekać spotkania.
Miał być bukiet konwalii, jako znak rozpoznawczy,
ale o ile pomidory w środku zimy to już norma,
konwalie to wciąż towar nie do zdobycia o tej porze roku;)
I bardzo dobrze, bo może nie cieszyłyby tak bardzo w maju.
Pierwsze słowa, pierwsze uściski, krótki spacer po Monciaku,
jakże innym niż latem, kiedy zalewają go tłumy turystów.
Świąteczne dekoracje i nieliczni spacerowicze dodają uroku temu miejscu.
We francuskiej knajpce, przy kieliszku wina, kaczce confit i pasztetach
dopasowujemy kolejne twarze do blogów, maili, głosów...
Czas płynie i z niektórymi pora się rozstać, ale nie na długo, tylko do rana.
Przed snem mam jeszcze okazję skosztować domowej nalewki i gryczanych ciastek,
a następnego dnia rano dwóch przepysznych chlebów
dyniowego na zakwasie i żytniego z płaskurką.
Kilka łyków kawy i jedziemy na poszukiwanie restauracji Bulaj.
Zatrzymujemy się na wskazanym wcześniej parkingu 
i trochę niepewnie ruszamy w stronę plaży.
Siedzący na ławce kloszard, spożywający śniadanie przy niewielkim ognisku, 
wyczuwa tę niepewność i natychmiast rusza w naszym kierunku.
Zdaje się wiedzieć wszystko o Bulaju i z radością, 
choć nie bezinteresownie, wskazuje nam właściwą drogę.
Przed nami niepozorny drewniany budynek,
w środku siedem spragnionych wiedzy osób
oraz właściciel i szef restauracji Artur Moroz,
który zgodził się zdradzić nam tajniki swojego kunsztu.




Artur sprawia wrażenie bardzo bezpośredniej,
konkretnej i dobrze zorganizowanej osoby.
Najpierw zabiera nas na targ rybny,
gdzie słuchamy jego cennych wskazówek
i kupujemy kilka gatunków ryb. 
Po powrocie do Bulaja, przy kawie i herbacie, 
dzieli się z nami swoją wiedzą na temat ryb i nie tylko. 
Nie owija w bawełnę, cierpliwie odpowiada na nasze pytania,
zdradza pomysły na doskonałe rybne dania.
Jemy wątróbkę z dorsza i mlecz miętusa,
próbujemy marynowanego węgorza w galarecie 
i przepysznych śledzi w oleju z przyprawami.
W końcu przychodzi czas, by zakasać rękawy i zabrać się do pracy.
Czeka nas mnóstwo skrobania, patroszenia i filetowania.
Podczas gdy my robimy niesamowity bałagan, 
ucząc się tych wszystkich czynności pod czujnym okiem Mistrza, 
w restauracji zaczyna się normalny dzień pracy.
Mimo, że na tej niewielkiej przestrzeni pojawia się dziewięć dodatkowych osób,
załoga Bulaja przyjmuje to ze spokojem i uśmiechami na twarzy.
Artur smaży na różne sposoby łososia, flądry, gładzice
i choć to bardzo proste dania, zachwytom nie ma końca.
Nie mogę się oprzeć śledziom w piwnym cieście, 
na które przepis znajdziecie u Ani.
Zaskoczeniem jest soczysta kiełbasa z różnych gatunków ryb.
Jeżeli macie ochotę ją przygotować, zajrzyjcie do Amber i Wisły.
Godziny mijają jak szalone i zaczynam nerwowo patrzeć na zegarek.
Do ostatniego pociągu zostało tak niewiele czasu.
Żegnam się w pośpiechu mając nadzieję na kolejny raz,
a na pożegnanie dostaję słoiczek z miętusem w zalewie octowej.
Pychota!




Śledzie w oleju rzepakowym
na podstawie przepisu A. Moroza

4 solone filety śledzi
4 średnie cebule
2 liście laurowe
3 goździki
3 ziarna jałowca
2 ziarna ziela angielskiego
2 ząbki czosnku
kilka plasterków świeżego imbiru
kilka ziaren pieprzu
150-200 ml oleju rzepakowego*

Śledzie płuczemy i moczymy w zimnej wodzie.**
Osuszamy, kroimy na mniejsze kawałki.
Cebule kroimy w kostkę lub piórka.
Śledzie, cebulę i przyprawy zalewamy olejem
i odstawiamy na co najmniej 3 dni.

*lub mieszanki oleju rzepakowego i lnianego
**lub tylko płuczemy pomijając moczenie, uzyskamy wtedy bardziej intensywny smak




Dziękuję Arturowi Morozowi za to, że tak otwarcie dzielił się z nami swoją bezcenną wiedzą.
Całej załodze Bulaja, za cierpliwość, wyrozumiałość i ciepłe przyjęcie.
Dziewczynom za miłe towarzystwo,
dodatkowo
Amber, że o mnie pamiętała,
Betty za to, że zdążyłam na pociąg,
a Wiśle za gościnność:)


36 komentarzy:

  1. I ponownie Twoje przepiękne zdjęcia sprawiły że poczułam chrupkość cebulki i smak śledzika:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę podwójnie - po pierwsze za wspaniałe warsztaty a po drugie Wisełki i Jej specjałów, ehhhhh.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basik, warsztatów nie powtórzę, ale na "specjały" zapraszam. Nie pierwszy raz...

      Usuń
    2. Jak nic się nie zmieni o może latem skorzystam z zaproszenia i zrobimy warsztaty piekarnicze????? Z Mistrzem Wisłą prowadzącą zajęcia???

      Usuń
    3. Basiu, powiem nieskromnie, że jest czego zazdrościć;)
      A Wisłę namawiam i namawiam...
      Może jak zaczniemy obie ją męczyć tymi warsztatami,
      to da się w końcu przekonać?;)
      Jej chleby nie tylko wyglądają perfekcyjnie,
      ale też smakują rewelacyjnie:)

      Usuń
    4. Sobie normalnie żarty za mnie Mistrza ;) stroicie, ale i tak Was lubię. Przyjeżdżajcie! Upieczemy coś razem.

      Usuń
    5. Wisełko ja jakby co mogę z namiotem przyjechać i spać w nim w Twoim ogrodzie, albo i hotel sobie wynajmę, a Ty zapraszasz nas na warsztaty.
      To co jesteśmy umówione na lato????? albo późną wiosnę??????

      Usuń
    6. I tak Magda zorganizowała nam trzem, póki co, warsztaty chlebowe. Jesteśmy wstępnie umówione :)

      Usuń
    7. HA! Mamy to na piśmie!:D
      Ja tam mogę nawet w namiocie nad rzeczką co to koło Wisły przepływa;))
      Rozumiem, że mam szukać kolejnych chętnych?;)

      Usuń
  3. Magda, to kolejny post,który podsyca niezapomniane chwile w Sopocie.
    Z Wami, z Arturem...
    Twoje śledzie pobudzają mnie do wykonania ich zaraz!
    Ale zrobię je jutro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, to dzięki Tobie mogłam tam być z Wami,
      za co po raz kolejny bardzo dziękuję:)
      A śledzie polecam bardzo!

      Usuń
  4. Ach jak to ładnie napisałaś i zilustrowałaś!
    Bardzo mi było miło Cię gościć, chociaż był to zaledwie nocleg, a nie gościna :)
    Rzeczywiście bardzo apetyczne te Twoje śledzie, a ja mam jeszcze kilka solonych płatów w lodówce. Ależ mam ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Żałuję tylko, że Kloszardowi zdjęcia nie pstryknęłam;)
      Myślałam, że miesiąc po Wigilii mało kto będzie miał ochotę na śledzie;))
      Za wszystko, dziękuję:*

      Usuń
    2. Kloszard,to zmarnowana okazja. Za kolejną dwójkę miałybyśmy cały fotoreportaż;)
      Jego śniadanie na ciepło, przy plaży, na sopockim skwerze...to byłby ciekawy materiał.

      Usuń
  5. Magiczne spotkanie, piękne chwile za Tobą. Bardzo fajna przygoda.
    Ech, zazdraszczam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyż nie za to między innymi lubimy ten nasz budyniowy świat?:)

      Usuń
  6. Kolejne niezapomniane blogowe chwile. :)
    Relacja bardzo wciąga! :)
    A śledziki uwielbiam, więc z przepisu na pewno skorzystam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niezwykle smaczne:)
      A co Ciebie wciągnęło?
      Gdzie Ty się podziewasz, co?
      Śledziki przepisu Mistrza polecam:)

      Usuń
    2. Ja niezmiennie w Zielonej (aktualnie białej) się podziewam. ;))
      :*

      Usuń
    3. W białej, czy w Zielonej, najważniejsze, że cała i zdrowa:)

      Usuń
  7. Bardzo żałuję, że warsztaty były tak daleko...Normalnie skręcam się z zazdrości;-) Śledziki Twoje prezentują się niezwykle wytwornie:-) Poczęstuję się, jeśli pozwolisz?;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daleko, to fakt, ale Artur jest wart tych długich godzin spędzonych w pociągu:)
      Częstuj się do woli, bo z kim mam się podzielić, jak nie z takim śledziożercą jak Ty;))

      Usuń
  8. bardzo elegancko podane śledziki:) uwielbiam je pod każda postacią:) a twoje zdjęcia jak zawsze mają to coś;) urok, klasę i czar:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarumieniłam się od tych wszystkich miłych słów:)
      Dziękuję!
      Śledzie i ja mogę zawsze i w każdej formie;)

      Usuń
  9. Pięknie opisana i sfotografowana relacja! Pysznie przygotowane śledziki :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co to taki krótki komentarz dzisiaj?;)
      Dziękuję:*
      Słoneczne pozdrowienia przesyłam:)

      Usuń
  10. szkoda, że tutaj taki dramatyczny brak restauracji rybnych o w miarę normalnych cenach:(
    narobiłaś mi w każdym razie apetytu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie wybierz się do Sopotu:)
      Na pewno nie pożałujesz;)

      Usuń
  11. Jeśli można to dołączam nie tylko do zachwytów nad świetnymi warsztatami, cudownym śledzikiem, ale również do pomysłu Basi ! Warszaty u Wisły to byłoby coś !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mamy kolejną chętną na chlebowe warsztaty!:)

      Usuń
  12. cudowne zdjęcia i treść o śledzikach już nawet nie wspomnę:) to moje ulubione:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba i wcale się nie dziwię, że śledziki ulubione;)

      Usuń
  13. Pięknie opowiedziana historia inspirującego spotkania, które pechowo mnie ominęło.
    Żałuję, ale miło czytać, że było udane :)
    Śledziami w oleju rzepakowym chętnie bym się poczęstowała.
    Pozdrawiam,
    Tosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że Cię nie było, ale pewnie jeszcze będzie okazja:)
      Pozdrowienia!

      Usuń