piątek, 24 stycznia 2014

Sezonowość od A do M, kasza i ulubione zimowe śniadanie





W końcu jest!
Biała, mroźna i SŁONECZNA!
Pewnie, że czasami na nią narzekam.
Kiedy zapomnę czapki lub rękawiczek,
lub muszę długo czekać na autobus,
albo gdy widzę bezdomnego psa.
Przeważnie jednak ją lubię.
Szczególnie kiedy bielą rozjaśnia dzień,
maluje obrazy na szybach,
otula miękkim swetrem i blaskiem świec
usypia koty na moich kolanach,
rozgrzewa aromatycznym grzańcem,
pożywną zupą lub ciepłym śniadaniem,
na które zimą najchętniej jem kaszę.
Jęczmienną, gryczaną, mannę, jaglaną...
Obojętnie, byle nie na słodko;)




Kasza jaglana z jajkiem i awokado

0,5 szklanki kaszy jaglanej
1,5 szklanki wody lub bulionu
masło klarowane
1 czubata łyżka masła 
1 duża szalotka 
pieprz
szczypiorek
sól
2 jajka
1 awokado
sok z cytryny
kilka listków sałaty lub rukoli, opcjonalnie
oliwa z oliwek, opcjonalnie

W garnku rozgrzać niewielką ilość klarowanego masła, 
dodać pokrojoną w kostkę szalotkę i kaszę,
smażyć 2-3 minuty, dolać bulion lub wodę,
zagotować, zmniejszyć ogień i gotować 25-30 minut.
Ugotowaną kaszę wymieszać z masłem 
i doprawić pieprzem i solą do smaku.

Jajka usmażyć lub ugotować w koszulce,
przyprawić pieprzem i solą.

Awokado pokroić w plastry, posypać szczypiorkiem,
doprawić solą i skropić sokiem z cytryny.
Opcjonalnie dodać kilka listków sałaty lub rukoli
i skropić oliwą z oliwek.


   

Na kolejny talerz pysznej i pożywnej kaszy
zapraszam Was do Amber:)



wtorek, 21 stycznia 2014

Rybne sekrety Artura Moroza i śledzie w oleju rzepakowym





Grudniowy, chłodny wieczór, pociąg wtacza się na peron.
Nie mogę się doczekać spotkania.
Miał być bukiet konwalii, jako znak rozpoznawczy,
ale o ile pomidory w środku zimy to już norma,
konwalie to wciąż towar nie do zdobycia o tej porze roku;)
I bardzo dobrze, bo może nie cieszyłyby tak bardzo w maju.
Pierwsze słowa, pierwsze uściski, krótki spacer po Monciaku,
jakże innym niż latem, kiedy zalewają go tłumy turystów.
Świąteczne dekoracje i nieliczni spacerowicze dodają uroku temu miejscu.
We francuskiej knajpce, przy kieliszku wina, kaczce confit i pasztetach
dopasowujemy kolejne twarze do blogów, maili, głosów...
Czas płynie i z niektórymi pora się rozstać, ale nie na długo, tylko do rana.
Przed snem mam jeszcze okazję skosztować domowej nalewki i gryczanych ciastek,
a następnego dnia rano dwóch przepysznych chlebów
dyniowego na zakwasie i żytniego z płaskurką.
Kilka łyków kawy i jedziemy na poszukiwanie restauracji Bulaj.
Zatrzymujemy się na wskazanym wcześniej parkingu 
i trochę niepewnie ruszamy w stronę plaży.
Siedzący na ławce kloszard, spożywający śniadanie przy niewielkim ognisku, 
wyczuwa tę niepewność i natychmiast rusza w naszym kierunku.
Zdaje się wiedzieć wszystko o Bulaju i z radością, 
choć nie bezinteresownie, wskazuje nam właściwą drogę.
Przed nami niepozorny drewniany budynek,
w środku siedem spragnionych wiedzy osób
oraz właściciel i szef restauracji Artur Moroz,
który zgodził się zdradzić nam tajniki swojego kunsztu.




Artur sprawia wrażenie bardzo bezpośredniej,
konkretnej i dobrze zorganizowanej osoby.
Najpierw zabiera nas na targ rybny,
gdzie słuchamy jego cennych wskazówek
i kupujemy kilka gatunków ryb. 
Po powrocie do Bulaja, przy kawie i herbacie, 
dzieli się z nami swoją wiedzą na temat ryb i nie tylko. 
Nie owija w bawełnę, cierpliwie odpowiada na nasze pytania,
zdradza pomysły na doskonałe rybne dania.
Jemy wątróbkę z dorsza i mlecz miętusa,
próbujemy marynowanego węgorza w galarecie 
i przepysznych śledzi w oleju z przyprawami.
W końcu przychodzi czas, by zakasać rękawy i zabrać się do pracy.
Czeka nas mnóstwo skrobania, patroszenia i filetowania.
Podczas gdy my robimy niesamowity bałagan, 
ucząc się tych wszystkich czynności pod czujnym okiem Mistrza, 
w restauracji zaczyna się normalny dzień pracy.
Mimo, że na tej niewielkiej przestrzeni pojawia się dziewięć dodatkowych osób,
załoga Bulaja przyjmuje to ze spokojem i uśmiechami na twarzy.
Artur smaży na różne sposoby łososia, flądry, gładzice
i choć to bardzo proste dania, zachwytom nie ma końca.
Nie mogę się oprzeć śledziom w piwnym cieście, 
na które przepis znajdziecie u Ani.
Zaskoczeniem jest soczysta kiełbasa z różnych gatunków ryb.
Jeżeli macie ochotę ją przygotować, zajrzyjcie do Amber i Wisły.
Godziny mijają jak szalone i zaczynam nerwowo patrzeć na zegarek.
Do ostatniego pociągu zostało tak niewiele czasu.
Żegnam się w pośpiechu mając nadzieję na kolejny raz,
a na pożegnanie dostaję słoiczek z miętusem w zalewie octowej.
Pychota!




Śledzie w oleju rzepakowym
na podstawie przepisu A. Moroza

4 solone filety śledzi
4 średnie cebule
2 liście laurowe
3 goździki
3 ziarna jałowca
2 ziarna ziela angielskiego
2 ząbki czosnku
kilka plasterków świeżego imbiru
kilka ziaren pieprzu
150-200 ml oleju rzepakowego*

Śledzie płuczemy i moczymy w zimnej wodzie.**
Osuszamy, kroimy na mniejsze kawałki.
Cebule kroimy w kostkę lub piórka.
Śledzie, cebulę i przyprawy zalewamy olejem
i odstawiamy na co najmniej 3 dni.

*lub mieszanki oleju rzepakowego i lnianego
**lub tylko płuczemy pomijając moczenie, uzyskamy wtedy bardziej intensywny smak




Dziękuję Arturowi Morozowi za to, że tak otwarcie dzielił się z nami swoją bezcenną wiedzą.
Całej załodze Bulaja, za cierpliwość, wyrozumiałość i ciepłe przyjęcie.
Dziewczynom za miłe towarzystwo,
dodatkowo
Amber, że o mnie pamiętała,
Betty za to, że zdążyłam na pociąg,
a Wiśle za gościnność:)


środa, 15 stycznia 2014

Troć z szałwią na domowym makaronie i chwilowy pakt przyjaźni





Koty zimą są fajniejsze.
Fajniejsze od psów,
bo nie trzeba wychodzić z nimi na spacer rano,
kiedy świat osnuty ciemnością i wilgocią,
a różnica temperatur między tym co na zewnątrz,
a sypialnianą przytulnością jest stanowczo zbyt duża.
Fajniejsze niż latem,
kiedy godzinami są poza domem,
mieszkanie traktują jak stołówkę,
a każdy ich powrót wieńczy jakaś zdobycz,
którą dumnie wnoszą do salonu.
Zimą koty bardziej lubią dom i siebie nawzajem.
Częściej zakopują się w kołdrę blisko siebie.
Wchodzą nam na kolana i spokojnie zasypiają,
choć nie robiły tego od wielu miesięcy.
Niezmienne pozostaje tylko ich uwielbienie do surowej ryby,
a filetowanie owej staje się nie lada wyzwaniem,
biorąc pod uwagę brak drzwi kuchennych oraz dwa koty,
które chwilowo (a może nie!) zawarły pakt przyjaźni.




Troć z szałwią na domowym makaronie
Inspiracja: Ryby z naszych rzek i jezior

500 g filetów z troci ze skórą
sól
mąka
masło klarowane
2 ząbki czosnku
1-2 papryczki chili
2 gałązki szałwii
pół szklanki tłustej śmietany
świeżo mielony czarny pieprz
sok z cytryny
około 300 g domowego makaronu
parmezan

Filety podzielić na porcje, posolić i obtoczyć w mące.
Na patelni rozgrzać masło, dodać kilka listków szałwii,
usmażyć na chrupko i przełożyć na talerz.
Na tej samej patelni usmażyć filety, zaczynając od skóry.

Makaron ugotować w osolonej wodzie pamiętając,
że świeży makaron gotuje się dosłownie chwilę.

Czosnek drobno posiekać, chili i listki szałwii pokroić na cienkie paseczki,
przysmażyć na odrobinie masła, dodać śmietanę, zagotować,
zmniejszyć ogień, doprawić pieprzem, solą i sokiem z cytryny.
Dodać do sosu ugotowany makaron, wymieszać.

Na talerzu ułożyć makaron, posypać odrobiną tartego parmezanu,
a na wierzchu ułożyć rybę i udekorować chrupiącym listkiem szałwii.


Domowy makaron 

200 g mąki pszennej typ 500
100 g semoliny
3 jajka
1/2 łyżeczki soli
1 łyżka oliwy 

Składniki połączyć i zagniatać do uzyskania gładkiej, elastycznej konsystencji.
Ciasto zawinąć w folię i odłożyć na 20 minut.
Następnie podzielić je na kilka części,
każdą część rozwałkować bardzo cienko, podsypując mąką.
Rozwałkowane ciasto pokroić w centymetrowe paski.
Makaron można ugotować zaraz po przygotowaniu
lub wysuszyć i przechowywać w suchym miejscu.







sobota, 11 stycznia 2014

Styczniowa piekarnia i żytni chleb radzieckiego żołnierza





Przychodzi każdego miesiąca.
Pobudza wyobraźnię. 
Kusi nowym smakiem.
Zaskakuje składnikami.
Prowokuje do działania.
Pozwala poznać techniki 
dotąd niestosowane.
Czasem niesie ze sobą chwile łatwe i przyjemne,
innym razem nie lada wyzwanie.
Zawsze czekam na nie z niecierpliwością.
Zaproszenie Amber do wspólnego pieczenia.

W styczniu zaproszenie przyjęli również:
Aciri, Ania, Ania W, Alucha, Anna, Arnika,
Basia, Bea, Bożena, Bożenka, Danusia, Dosia
Doowa, Dorota, Dorota, Gatita, Gosia, Gucio, Iga,
Joanna, Jola, Kamila, Karolina, Krecia, Łucja,
Małgosia i Piotr, Margot, Marysia, Marzena, Mysia,
Olimpia, Renata S, Wiosenka, Wisła




Żytni chleb radzieckiego żołnierza
Na podstawie przepisu Gucia

Składniki na jeden bochenek chleba o wadze ok. 1 kg.

375 g ciasta 
z mąki żytniej razowej zakwaszonego metodą 3-stopniową*
450 g mąki żytniej razowej
15 g soli
330 ml bardzo ciepłej wody (ok. 40
°C)

Dokładnie rozpuścić sól w wodzie, dodać zakwaszone ciasto i bardzo dobrze wymieszać,
Można użyć do tego robota i końcówki do ubijania białek.
Następnie dodać mąkę i krótko wyrobić, tylko do połączenia składników.
Przykryć i pozostawić do fermentacji na 2 godziny w temperaturze 30°C.
Po tym czasie w cieście powinny pojawić się pęcherzyki powietrza.
Przełożyć ciasto do wysmarowanej tłuszczem, obsypanej otrębami formy.
Wierzch ciasta posmarować olejem, przykryć szczelnie folią
i zostawić do wyrośnięcia na około 60 minut w temperaturze 30°C
Piekarnik rozgrzać do temperatury 260°C, włożyć formę z ciastem i piec 15 minut.
Następnie zmniejszyć temperaturę do 200°C i piec kolejne 45 minut.
Po wyjęciu z piekarnika spryskać bochenek wodą i zawinąć w płócienny ręcznik.
Kroić i jeść następnego dnia po upieczeniu.



*
Zakwaszania ciasta metodą 3-stopniową według M.Zielińskiej:

1.etap:
2 łyżki zakwasu + 100 g maki + 100 g wody, temperatura 24-26°C, na 5-6 godzin.

Całość mieszamy i odstawiamy do przefermentowania w dość ciepłym miejscu na 5-6 godzin.
Na tym etapie następuje dynamiczny rozwój drożdży
i fermentacji alkoholowej przy jednoczesnym rozwoju bakterii mlekowych.

2.etap:
mieszanina jw. + 100 g maki + 90 g wody, temperatura 26 – 27°C, 8-12 godzin.

Do mieszaniny z pierwszego etapu dodajemy nową porcje maki i wody,
z tym, że mąki jest trochę więcej, temperatura zaś jeszcze nieco wyższa.
Gęsta konsystencja otrzymanego ciasta i dłuższy czas trwania tego etapu
sprzyjają intensywnemu rozwojowi bakterii kwasu mlekowego,
który decyduje, o jakości pieczywa.

3.etap:
ciasto jw. + 80 g maki + 100 g wody, temperatura 28 – 30°C, na 3-4 godziny.

W fazie tej powinny rozwijać się już bardzo dynamicznie dzikie drożdże.
Ciasto powinno przyrosnąć od 2 do 4 razy.
Z tego etapu powinno się w zasadzie pobierać zaczątek do dalszych wypieków,
żeby osiągnąć najlepsze rezultaty.

Ciasto zakwaszone czyli zaczyn jest gotowy, gdy:
- jego powierzchnia jest lekko wklęsła,
czyli ciasto podniosło się wyraźnie do góry,
ale jeszcze nie opadło całkowicie.
- na powierzchni widoczne są równomierne drobne spękania,
a przy przechyleniu pęcherzykowate, galaretowate wnętrze.
- powinno pachnieć kwaśno, lekko alkoholowo, ale przyjemnie.





Dziękuję za zaproszenie,
za przepis, z którego z pewnością będę korzystać,
za wszystkie cenne uwagi 
i kolejne wspólne chwile:)



czwartek, 9 stycznia 2014

Postanowienie noworoczne i soki na zdrowie





Nie robię podsumowań.
Nie zastanawiam się, 
czy coś było dobre, czy złe.
Było, minęło.
Pamiętam, ale nie rozpamiętuję.
Cieszę się sukcesami
i uczę na błędach
na bieżąco.
Zwykle też nie robię noworocznych postanowień.
Żadnych planów i obietnic.
Znam siebie i wiem,
że jedyna lista jaką jestem w stanie zrealizować, 
to lista zakupów.
Pod warunkiem, że o niej nie zapomnę;)
W tym roku jednak skusiłam się na jedno postanowienie.
Dbać o siebie bardziej!
W Nowy Rok wkroczyłam 
z trzymiesięcznym karnetem na ściankę 
oraz codzienną porcją soków.
Na zdrowie.




Kupując warzywa i owoce na soki,
staram się wybierać te z ekologicznej uprawy.
Kiedy jednak nie mam takiej możliwości,
stosuję domowy sposób na neutralizowanie
zawartych w warzywach i owocach pestycydów.
Natknęłam się na niego już kilka razy w różnych opracowaniach.
Nie wiem, czy działa, ale uważam, że nie zaszkodzi.
Jeżeli i Wy chcecie spróbować podaję przepis za Julitą Bator,
autorką książki " Zamień chemię na jedzenie"

Wymieszać 50 ml destylowanego octu z 4 litrami przefiltrowanej wody.
Warzywa i owoce moczyć w takim roztworze
przez kilka, kilkanaście minut, następnie opłukać wodą.




Sok warzywno jabłkowy

500 g jabłek
400 g buraczków
400 g marchwi
pół małego selera korzeniowego

Warzywa obrać, jabłka pozbawić gniazd nasiennych.
Wycisnąć sok z warzyw i jabłek w sokowirówce lub wyciskarce.




Koktajl z awokado i pomarańczy 

1 awokado
2 szklanki świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy
1 łyżka miodu

Wszystkie składniki wymieszać w blenderze na gładką, aksamitną masę.




Awokado
Odżywcze, zawiera mnóstwo olejków dobroczynnych dla układu krwionośnego.
Pomaga na wrzody trawienne i zapalenie systemu trawiennego.

Burak
Oczyszcza wątrobę, drogi żółciowe i woreczek żółciowy.
Pomaga przy leczeniu anemii spowodowanej niedoborem żelaza.
Zmniejsza zatory w tętnicach.

Pomarańcze
Łagodzą stany zapalne błon śluzowych, działają przeciwzapalnie i oczyszczająco.
Są silnymi przeciwutleniaczami i poprawiają cerę.

Jabłko
Zawiera dużo błonnika, który bardzo korzystnie wpływa na jelita.
Pomaga eliminować toksyny, poprawia trawienie, 
przywraca równowagę florze bakteryjnej okrężnicy.

Marchew
Dba o oczy, doskonała na problemy ze skórą.
Łagodzi stany zapalne błon śluzowych jelit i dróg oddechowych. 
Oczyszcza i tonizuje wątrobę. Poprawia witalność.

Seler
Zmniejsza kwasowość i zatrzymywanie płynów w organizmie.
Reguluje system nerwowy i pH krwi, osłabia apetyt na słodycze.  *

*Na podstawie książki "Świeże soki z warzyw i owoców" Dr Sandra Cabot