wtorek, 27 maja 2014

Moje pierwsze 3,5 km i wołowina z pak choi według Jamiego





Latem kupiłam buty, które miały mnie zmobilizować,
ale jak się okazało, latem było zbyt gorąco.
Jesień minęła jakoś tak niepostrzeżenie... 
Zimą było oczywiście zbyt zimno i stanowczo za ciemno.
Początek wiosny to zwykle świeża energia, nowe postanowienia 
i znacznie więcej chęci, więc do butów dołączyły spodnie.
Wiosenne dni były niestety zbyt deszczowe i wietrzne.
Raz było zbyt wcześnie, innym razem za późno.
Niesamowite ile powodów można znaleźć,
żeby nie zrobić konkretnej rzeczy!
Rzeczy, którą pragnie się zrobić, a nawet robić regularnie!
Nie wiem co takiego stało się tamtego dnia,
ale wystarczyło kilka słów, 
ulubione, domowe spodnie,
których nie chciało mi się przebierać 
i mam za sobą moje pierwsze trzy i pół kilometra.
Jeszcze nie mogę powiedzieć, że biegam 
i że sprawia mi to przyjemność, 
ale z pewnością to powtórzę, 
tak samo jak to danie Jamiego, 
które na pewno zrobię ponownie,
kiedy tylko uda mi się znów zdobyć kawałek  
pięknej, sezonowanej wołowiny.




Wołowina z pak choi w sosie sojowo imbirowym
na podstawie przepisu J. Olivera

steki wołowe, u mnie rostbef
sól morska
świeżo zmielony czarny pieprz
kapusta pak choi

1 papryczka chili
kawałek świeżego imbiru, wielkości kciuka
½ ząbka czosnku
8 łyżek sosu sojowego shoyu
oliwa z oliwek
sok z 1 cytryny

Papryczki chili razem z nasionkami bardzo drobno posiekać,
imbir i czosnek zetrzeć na tarce,
wymieszać z sosem sojowym,
odrobiną oliwy i sokiem z cytryny.
Odstawić, żeby smaki się połączyły.

Steki doprawić pieprzem oraz solą
i usmażyć na grillu lub patelni grillowej,
według własnych upodobań.
Po upieczeniu odstawić na kilka minut,
będą dzięki temu bardziej soczyste.

Pak choi ugotować na parze lub w osolonym wrzątku.

Kapustę położyć na talerzu,
na niej ułożyć pokrojone w plasterki steki
i wszystko polać sosem sojowo imbirowym.









środa, 21 maja 2014

Maj prawdziwy i tarta rabarbarowa z estragonem





Ulubiona, rowerowa bluza spoczywała na biodrach,
zamiast okrywać i chronić przed chłodem poranka.
Słoneczne popołudnie otulało ciepłym wiatrem,
jak mięciutki szal z najdelikatniejszej tkaniny.
Ciepło wieczoru zwabiło do ogrodu,
gdzie na dłuższą chwilę straciłam rachubę czasu
i oddałam się przyjemności oczyszczania ziemi z chwastów.
W końcu maj pokazał prawdziwe oblicze.
Nareszcie drzwi na taras są szeroko otwarte
i można planować śniadania na trawie
lub słodkie podwieczorki.




Tarta rabarbarowa z estragonem
inspiracja: Escapade Gourmande

Proporcje na okrągłą formę o średnicy 24 cm.

rabarbar
400 g rabarbaru
80 g nierafinowanego cukru trzcinowego

Rabarbar pokroić w centymetrowe kawałki,
zasypać cukrem i odstawić na noc do lodówki.

ciasto
200 g mąki pszennej typ 500
140 g zimnego masła
1 czubata łyżka nierafinowanego cukru trzcinowego
szczypta soli
2-3 łyżki wody

Z podanych składników szybko zagnieść ciasto.
Rozwałkować i wyłożyć nim formę.
Włożyć do lodówki na 20-30 minut.
Kiedy ciasto stwardnieje, nakłuć je widelcem 
i włożyć do rozgrzanego do 200°C piekarnika.
Piec 20 minut.

nadzienie
150 ml śmietany
2 żółtka
3 łyżki cukru pudru
1 czubata łyżka drobno posiekanego świeżego estragonu

Składniki nadzienia połączyć i dokładnie wymieszać.

Na upieczonym spodzie ułożyć kawałki rabarbaru, zalać śmietaną
i włożyć do piekarnika rozgrzanego do 180°C.
Piec 40-45 minut.








sobota, 17 maja 2014

Sezonowo od A do M i lody z pieczonego rabarbaru z nutką pomarańczy i wanilii





Jest nieodłącznym atrybutem maja,
tak jak bzy, konwalie i szparagi.
Jest wspomnieniem dzieciństwa,
kiedy królował na stołach w postaci
kompotu i drożdżowego placka.
Jest pamiątką po sąsiadach,
którzy wykopali go przed wyjazdem
i przynieśli nam w prezencie.
Rośnie dziś wśród wonnych ziół,
w cieniu czereśniowych drzew.
Jego liście z zacięciem konsumują ślimaki,
a jego łodygi z rozkoszą konsumuję ja.




Lody z pieczonego rabarbaru
z nutką pomarańczy i wanilii

500 g rabarbaru, tylko różowa część łodyg
4 łyżki brązowego cukru*
sok i skórka z 1 pomarańczy
laska wanilii
2 łyżki wody z kwiatu pomarańczy
1 łyżka miodu akacjowego
100 ml tłustego jogurtu  naturalnego

Rabarbar ułożyć w żaroodpornym naczyniu,
dodać sok i skórkę z pomarańczy,
cukier oraz ziarenka z jednej laski wanilii.
Wymieszać i wstawić do piekarnika
rozgrzanego do 180°C, piec 20 minut.
Następnie ostudzić i zmiksować z jogurtem,
miodem i wodą z kwiatu pomarańczy.
Dosłodzić, jeżeli to konieczne.
Schłodzić i przelać do maszyny do lodów,
a następnie postępować zgodnie z jej instrukcją
lub przelać masę lodową do płaskiego pojemnika,
włożyć do zamrażalnika i co pół godziny,
przy użyciu miksera, mieszać masę,
aż do uzyskania kremowej konsystencji.

*Dla mnie słodycz tych lodów jest idealna, ale dla niektórych mogą być one zbyt kwaśne,
dlatego przed włożeniem ich do maszyny sprawdź, czy dla Ciebie są wystarczająco słodkie.





czyli rabarbar, Amber i ja!



środa, 14 maja 2014

Majowa piekarnia i chleb z pieczonymi ziemniakami z rozmarynem





Niczym marionetka na sznurkach
utkanych z nielicznych słonecznych promieni
zachłannie podążam w kierunku
najmniejszego nawet prześwitu w chmurach,
przez który słońce przebija się czasem.
Tak bardzo spragniona jestem ciepła,
a maj wciąż się dąsa i kaprysi.
Rano wpycha w objęcia zbyt zimnego wiatru,
który targa włosy, wkrada się pod sweter,
strąca kasztanowe kwiaty z drzew...
W szarość owija każde popołudnie,
nieustannie moczy kocie futra.
Wieczorem zapala świeczki,
napełnia kieliszek koniakiem
i otula kocem zziębnięte ramiona.
Wiosenną woń bzów i konwalii przyćmił na chwilę
zapach pieczonych ziemniaków z rozmarynem
i chleba, w którym zagubił się gdzieś ich aromat bezpowrotnie.




Chleb z pieczonymi ziemniakami i rozmarynem
na podstawie przepisu ze strony Gotuje, bo lubi


1 duży lub 2 małe bochenki

zaczyn

2 łyżki zakwasu żytniego
1 szklana mąki pszennej typ 650
2/3 szklanki wody

Wszystkie składniki wymieszać do uzyskania jednolitej konsystencji, 
przykryć i zostawić w ciepłym miejscu na 8–12 godzin. 

ziemniaki
0,5 kg ziemniaków
1 łyżka oliwy
2 łyżki posiekanego rozmarynu*
1/2 łyżeczki soli

Ziemniaki obrać i pokroić w kostkę.
Jeżeli pochodzą z ekologicznej hodowli, 
nie ma potrzeby obierania ich ze skórki. 
Wrzucić je do miski, dodać oliwę, sól i rozmaryn. 
Dobrze wszystko wymieszać, przesypać na blachę do pieczenia 
i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200°C na 20 minut. 
Po tym czasie przemieszać dobrze ziemniaki 
i dopiekać na złoty kolor przez następne 20 minut. 

ciasto właściwe
600 g mąki pszennej typ 650
1 i 1/4 szklanki wody
cały zaczyn z dnia poprzedniego (-2 łyżki na następne pieczenie)
1 łyżka soli
upieczone, ostudzone ziemniaki

Do miski wlać wodę, dodać zaczyn, dokładnie 
wymieszać, wsypać mąkę,
zamieszać tylko do połączenia składników, przykryć i odstawić na 20–40 minut. 
Po tym czasie dodać sól i wyrabiać ciasto ręcznie w misce około 6 minut 
lub mikserem przez ok 3 minuty na pierwszej prędkości i 3 minuty na drugiej. 
Dodać ziemniaki i już ręcznie, delikatnie wrobić je w ciasto.
Miskę z ciastem przykryć i odstawić na 2 godziny, 
składając w tym czasie trzykrotnie w odstępach trzydziestuminutowych. 
Następnie ciasto podzielić na dwie równe części, 
na obsypanym mąką blacie uformować dwa bochenki
i przełożyć do mocno obsypanych mąką koszyków.
Koszyki wsadzić do plastikowej torby i wstawić do lodówki, 
aby ciasto mogło w niej wyrastać przynajmniej 8–12 godzin.
Piekarnik rozgrzać do 220°C z blachą, kamieniem 
lub żeliwnym garnkiem z pokrywką w środku.
Wyrośnięte bochenki wyrzucić na deskę, naciąć
i przełożyć na blachę/kamień lub do garnka.
Na blasze/kamieniu piec bochenki 40 minut w naparowanym piekarniku.
W garnku 20 minut pod pokrywką i kolejne 20 minut bez pokrywki.
Po upieczeniu chleb dokładnie ostudzić.

* dla mnie aromat rozmarynu był mało wyczuwalny, więc następnym razem dodam podwójną porcję.






Za ten czas rozkosznie chlebem pachnący dziękuję:
Amber, naszej gospodyni,


poniedziałek, 12 maja 2014

Deszcz wiosenny Staffa i rzodkiewki gotowane na parze





[...]

Zaspany i niemrawy, nudny dzień powszedni,
cierpliwy jak dorożkarz na miejskim postoju,
ma w sobie uroczystą nutę przepowiedni
czegoś, co się jak święto rodzi w niepokoju.

Wiatr niesie chmury, zwiastun ulewy wysłańczy,
co drzewa w tłum chorągwi rozwinie bogaty:
deszcz majowy srebrnymi stopami już tańczy
na ziemi od rzęsistych kropel piegowatej.

L. Staff





Rzodkiewki gotowane na parze 
z dressingiem z musztardy i szczypiorku
na podstawie przepisu z Food and Travel Magazine

2 garści rzodkiewek, różnej wielkości i rodzaju, z liśćmi
1 łyżeczka musztardy Dijon
1 łyżka białego octu winnego
4 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka posiekanego szczypiorku

Wymieszać musztardę z octem, 
oliwą z oliwek i posiekanym szczypiorkiem.
Rzodkiewki i liście oczyścić.
Rzodkiewki  gotować na parze przez 5-10 minut, 
w zależności od wielkości,  powinny pozostać lekko chrupiące.
2 minuty przed końcem gotowania dodać liście.
Wymieszać z dresingiem i natychmiast podawać.







czwartek, 8 maja 2014

Pierogi na cztery pory roku - wiosna...




MMMAK znów w akcji!
Chciałabym móc napisać, że to była cudownie wiosenna niedziela,
że z entuzjazmem przystąpiłam do zagniatania ciasta o poranku,
i miałam niezliczoną ilość pomysłów na pierogowe nadzienie.
Prawda jest taka, że było całkiem odwrotnie.
Dzień przypominał bardziej listopadowy niż majowy,
ciężkie chmury zasnuły niebo kładąc się niemal na mojej głowie,
w której kłębiło się kilka zupełnie niedopracowanych pomysłów.
Pozwoliłam mojemu czerwonemu pomocnikowi wyrobić ciasto,
bo nie chciałam w nie wgniatać jesiennego nastroju.
Wyjęłam z lodówki szparagi otulone bawełnianą ściereczką
i zerwałam w ogrodzie kilka gałązek cudownie pachnącej mięty.
Kiedy ocierałam skórkę z cytryny, myślałam o słonecznej  Sycylii,
a kiedy podjadałam gotowy farsz, myślałam o wiosennych pierogach 




Pierożki z kozim serem, miętą i szparagami

ciasto
100 g mąki typ 450 
1 duże jajko
szczypta soli

farsz
300 g koziego sera twarogowego
tarta skórka z 1 cytryny
2-3 łyżki drobno posiekanej świeżej mięty
czarny pieprz 
sól

do podania
szparagi, białe lub zielone
masło
drobno posiekana świeża mięta
małe listki mięty
sok z cytryny
pieprz
sól
parmezan


Składniki ciasta połączyć i wyrabiać do uzyskania gładkiej, elastycznej konsystencji.
Zawinąć w folię o odłożyć na 30-45 minut.

Składniki nadzienia połączyć i dokładnie wymieszać, doprawić do smaku.

Ciasto bardzo cienko rozwałkować podsypując mąką jeżeli to konieczne.
Następnie podzielić je na 2 prostokąty tej samej wielkości.
Na jednym z nich układać łyżeczką farsz w równych odstępach.
Przestrzenie pomiędzy posmarować wodą.
Przykryć drugim płatem ciasta i dokładnie skleić
uważając przy tym, aby do środka nie dostawało się powietrze.
Radełkiem wycinać pierożki jednakowej wielkości.

Szparagi pozbawić zdrewniałych końcówek,
białe obrać, zielone tylko dokładnie umyć.

W tym samym czasie ugotować szparagi w wodzie lub na parze,
a pierożki w dużej ilości osolonego wrzątku.

Na dużej patelni roztopić masło, dodać posiekaną miętę,
doprawić pieprzem, solą i odrobiną soku z cytryny.
Na patelnię wrzucić ugotowane szparagi i kilka razy je obrócić,
aby pokryły się miętowym masłem.
Szparagi przełożyć na ogrzane talerze,
a na patelnię wrzucić świeżo ugotowane pierożki 
i wlać odrobinę wody z gotowania.
Szybko podgrzać odparowując nadmiar płynu 
i przełożyć na talerze obok szparagów.
Posypać wiórkami parmezanu, listkami mięty i czarnym pieprzem.
Podawać natychmiast po przygotowaniu.






poniedziałek, 5 maja 2014

Pierwszy majowy weekend, wspaniała niespodzianka, domowe masło i maślanka





Nieoczekiwanie okazało się, że będzie dłuższy niż planowałam.
Mijał leniwie i nieco sennie z powodu zachmurzonego nieba.
Miałam nadzieję na pieczone w ognisku ziemniaki,
ale pierwsze, majowe wieczory okazały się zbyt zimne
i nikomu nie chciało się wychodzić z domu.
Upiekłam nowy chleb, zrobiłam twaróg i masło.
Objadałam się zieleniną i chrupiącymi rzodkiewkami.
W piątkowy wieczór grilla zamieniliśmy na piekarnik,
byle tylko nie opuszczać ciepłego domu.
Było kilka naprędce przygotowanych sałatek
i sos z awokado, który okazał się totalną porażką.
Kilka rund w kości i domowy rekord sudoku.
Film, który nas niespodziewanie wciągnął,
choć jego początek wcale na to nie wskazywał.
To byłby całkiem zwyczajny weekend,
gdyby nie wydarzyło się coś,
na co czekałam rok i osiem miesięcy!
Coś, co komuś innemu nie sprawiłoby tyle radości.
Coś, co potwierdziło, że czasem warto wierzyć mimo wszystko.
Na jednym fotelu, zbyt małym, aby pomieścić dwa koty
w stosownej (do tej pory!) dla nich odległości co najmniej metra,
znalazłam cztery pary łap, dwa słodkie nosy, ogon w ogon, grzbiet w grzbiet...
Nie mogłam uwierzyć, nie mogłam się nadziwić...
A Was, zaskoczył czymś ten pierwszy majowy weekend?




Masło domowe i maślanka

śmietana 30%, bez zagęszczaczy, najlepiej wiejska
mikser

Śmietanę ubijać na dość szybkich obrotach tak długo,
aż wyraźnie zaczną oddzielać się grudki tłuszczu.
Kiedy to nastąpi, przelać przez sito powstałą maślankę,
a cały tłuszcz połączyć w jedną bryłę i dokładnie odcisnąć.
Następnie zanurzyć masło w bardzo zimnej wodzie i ugniatać dłonią.
Kiedy woda stanie się mętna, wymienić ją na świeżą i powtórzyć ugniatanie.
Masło przechowywać w lodówce, a maślankę najlepiej wypić od razu, na zdrowie.;)