Latem kupiłam buty, które miały mnie zmobilizować,
ale jak się okazało, latem było zbyt gorąco.
Jesień minęła jakoś tak niepostrzeżenie...
Zimą było oczywiście zbyt zimno i stanowczo za ciemno.
Początek wiosny to zwykle świeża energia, nowe postanowienia
i znacznie więcej chęci, więc do butów dołączyły spodnie.
Wiosenne dni były niestety zbyt deszczowe i wietrzne.
Raz było zbyt wcześnie, innym razem za późno.
Niesamowite ile powodów można znaleźć,
żeby nie zrobić konkretnej rzeczy!
Rzeczy, którą pragnie się zrobić, a nawet robić regularnie!
Nie wiem co takiego stało się tamtego dnia,
ale wystarczyło kilka słów,
ulubione, domowe spodnie,
których nie chciało mi się przebierać
i mam za sobą moje pierwsze trzy i pół kilometra.
Jeszcze nie mogę powiedzieć, że biegam
i że sprawia mi to przyjemność,
ale z pewnością to powtórzę,
tak samo jak to danie Jamiego,
które na pewno zrobię ponownie,
kiedy tylko uda mi się znów zdobyć kawałek
pięknej, sezonowanej wołowiny.
Wołowina z pak choi w sosie sojowo imbirowym
na podstawie przepisu J. Olivera
steki wołowe, u mnie rostbef
sól morska
świeżo zmielony czarny pieprz
kapusta pak choi
1 papryczka chili
kawałek świeżego imbiru, wielkości kciuka
½ ząbka czosnku
8 łyżek sosu sojowego shoyu
oliwa z oliwek
sok z 1 cytryny
Papryczki chili razem z nasionkami bardzo drobno posiekać,
imbir i czosnek zetrzeć na tarce,
wymieszać z sosem sojowym,
odrobiną oliwy i sokiem z cytryny.
Odstawić, żeby smaki się połączyły.
Steki doprawić pieprzem oraz solą
i usmażyć na grillu lub patelni grillowej,
według własnych upodobań.
Po upieczeniu odstawić na kilka minut,
będą dzięki temu bardziej soczyste.
Pak choi ugotować na parze lub w osolonym wrzątku.
Kapustę położyć na talerzu,
na niej ułożyć pokrojone w plasterki steki
i wszystko polać sosem sojowo imbirowym.
Człowiek to sobie potrafi życie utrudnić, nawet jak nie chce.... Ale już wreszcie!!!!!!!!!!!!!!!!! Super cieszę się, dwa tygodnie regularnie i już będzie lepiej . Trzymam kciuki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Najważniejsze to wyjść z domu, a później już pójdzie.
OdpowiedzUsuńA danie..., no ba... piękne :) i wygląda tak egzotycznie, że zamawiałabym :) i to by się wpasowało w moje jedzenie mięsa raz na 3 miesiące :)
Dwa tygodnie regularnie powiadasz... ale, że codziennie?;)
UsuńTrzymaj kciuki, trzymaj mocno, a ja w tym czasie będę pokonywać moją niechęć do biegania, którą mam odkąd pamiętam;)))
Przyznam szczerze, że sama kapusta polana tym sosem z odrobiną masła lub oleju sezamowego też jest pyszna, więc można częściej niż co 3 miesiące;)))
Nie no co Ty, zakwasy by Cię zżarły i załamały ;), może najpierw 2 później trzy razy w tyg z przerwami :)
UsuńTo biegamy razem :)
Uffff! Dwa, trzy razy w tygodniu brzmi racjonalnie;)
UsuńJa planuję bieganie na jutro, a Ty?:)
To dobrze, zobaczysz jak coś Ci przeszkodzi, to później nie będziesz mogła wytrzymać, bo tak przebierała z tęsknoty za bieganiem nogami :). Ja jutro nie mogę, muszę być w Szczecinie, bieganie w czwartek :) i w sobotę, albo niedzielę - sie zobaczy :)
UsuńPrzyjemności !
Liczę na to, że tak będzie;)
UsuńŁo matko, kolejna osoba biegająca, masakra ;) Jak tak dalej pójdzie będę jedyną osobą na tym świecie co to nie biega i chyba nigdy nie będzie biegać. A o bieganiu warto przeczytać książkę Beaty Sadowskiej "I jak tu nie biegać" jak ją czytałam (dostałam od brata maratończyka ;) ) nawet miałam chęć iść kupić buty
OdpowiedzUsuńWołowina i kapusta wyglądają obłednie, szkoda, że tak trudno kupić te wspaniałe kapustki
Spokojnie, spokojnie, ja jeszcze biegająca nie jestem, ale mam nadzieję, że będę:)) Coś musi być w tym bieganiu, że ci co biegają, tak namawiają do biegania innych;)
UsuńA wiesz, że te kapustki można w ogrodzie uprawiać?
Ja kupiłam je w gospodarstwie, w którym się zaopatruję:)
Jakby można było sadzonki kupić to bym uprawiała, ale z nasionek to słabo mi idzie ;) a książkę faktycznie polecam. Jakby co mogę pożyczyć
UsuńBasiu, na pewno będziemy dwie niebiegające. ;) Ja nie chcę biegać, a nawet gdyby mi się zachciało to nie mogę. ;)
UsuńBasiu, pewnie gdzieś można dostać sadzonki, tylko trzeba się rozejrzeć;)
UsuńJakby co, to zgłoszę się po książkę:)
Alutko, nawet truchcikiem nie możesz?
Bolą mnie kolana. A po ostatniej kontuzji na spacerze to wolę nie ryzykować.
UsuńPamiętam jednak, ze jak kiedyś biegałam (wytrwałam przez 3 miesiące) to po którymś biegu nawet to polubiłam. ;)
3 miesiące to wciąż odległa dla mnie przyszłość, ale mam nadzieję,
Usuńże kiedyś będę mogła powiedzieć, że polubiłam bieganie;))
Dbaj o kolanka!:)
Bieganie nigdy nie należało do moich ulubionych sportów, więc tym bardziej Tobie kibicuję :)
OdpowiedzUsuńA wołowina, po mistrzowsku! Pycha! Powodzenia!
Bieganie było zawsze jedynym sportem,
Usuńktórego próbowałam i którego nie cierpiałam;)
Kibicowanie bardzo się przyda, dziękuję:)))
Wołowinkę polecam, naprawdę pychota!:)
ja do biegania nie mam zacięcia :( no chyba, że z wózkiem do szkoły z dzieciakami :)
OdpowiedzUsuńa taka wołowinę bardzo chętnie bym zjadła bo zdecydowanie to moje ukochane mięso!
Miłej środy!
Takie bieganie z wózkiem, to też jakiś trening;)
UsuńMoże wejdzie Ci w krew i zaczniesz bez wózka?;)
Miłej!
W takim razie wytrwałości! Dobra jesteś z tymi butami - normalnie jakby musiały mocy urzędowej nabrać. :D Ja w szafie też mam buty biegowe - z epizodu sprzed kilku lat. I tak tam stoją samotne bidulki. ;)
OdpowiedzUsuńWołowina pierwsza klasa! Piękne danie. A te kapustki przeurocze. Nie widziałam takich.
Przecież wiesz, że u mnie wszystko musi nabrać mocy urzędowej;))
UsuńButy jednak nie czekały w szafie, bo genialnie się spisują na rowerze:)
Ta wołowinka to jedno z ulubionych dań Cz. :)
A po kapustki przyjeżdżaj do mnie, może jeszcze będą:)
Wiem wiem ;)))
UsuńAle ja głupia! Przecież moje też się mogą nadać na rower... Zwłaszcza na dłuższe wyprawy.
Takie piękne mięsne danie - wcale się nie dziwię, że to jedno z ulubionych. :)
Nie kuś, oj nie kuś... ;)
Moje zaraz po zakupie 'wsiadły' na rower;))
UsuńTeraz już nawet kusić nie mogę, bo słyszałam, że się pojawiły w Twojej okolicy;)))
Jak to dobrze mieć Marzenę "pod ręką" :D
Usuńhehehe ja również życzę dużo wytrawności, a wołowinke porywam do siebie:) pycha
OdpowiedzUsuń...że niby nie dam rady?;)))
UsuńMistrzostwo!
OdpowiedzUsuńInne słowa komentarza zbedne.Gratulacje!
"Mały truchcik na początek
Dał mej pasji full pamiątek.
Po 3 km nogi bolały - wiadomo – zakwasy.
Po dłuższym czasie – efekty – spadek zbędnej masy."
autor NN
Dziękuję!:))))
UsuńNogi mnie zbytnio nie bolały,
bo codziennie używam ich do jazdy na rowerze,
a spadku masy stanowczo chciałabym uniknąć;))
"a spadku masy stanowczo chciałabym uniknąć" -
UsuńCzy ja jeszcze w swoim życiu, będę mogła wygłosic taką sekwencję ?
Jak się czegoś bardzo pragnie... :))))
Usuńnajtrudniejszy pierwszy raz, potem będzie to już rutyna:)
OdpowiedzUsuńObiecujesz?;))
UsuńPiękne zdjęcia i apetyczne danie - warto do Ciebie zaglądać :)
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło:))
UsuńMagdo-danie porywam, ślinka leci na sam widok, mniam...Co do biegania....nie lubię ;) a pak choi nie jadłam od dawna....jaka szkoda, że tu u mnie nie ma ...pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńDobrze, że nie jestem osamotniona w moim, póki co, nielubieniu biegania;)
A kapustki mogę podesłać, jak tylko jeszcze będą, reflektujesz?:)
Tego przepisu chyba sobie nie przyswoję, ale na Twoje piękne zdjęcia popatruję zawsze bardzo chętnie i z wielką przyjemnością. :)
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję zwycięstwa nad TYLOMA przeszkodami. ;) Życzę Ci przełożenia tych kilometrów w nawyk - wtedy, jak pisze Ewelajna, będziesz tęsknić, gdy nie będziesz mogła pobiec. :)
Uściski, Magdo. :)
Jolu, same kapustki też są pyszne z tym sosem,
Usuńtylko tłuszczyku jakiegoś trzeba dodać;)
Do tej tęsknoty jeszcze mi daleko,
a dziś próbuję się wymówić brakiem czasu;))
Czy mi się uda?;)
Pozdrawiam!:)
Jak ja nie lubię biegać....brrrr...
OdpowiedzUsuńAle taką wołowinkę to chętnie bym skonsumowała. Mam nadzieję, że to nie tylko dla biegaczy;-)
Ale za to tańczyć lubisz!:)))
UsuńTaka wołowinka należy się Tobie bez dwóch zdań!:)
Piękne zdjęcie, z miłą chęcią zasiadła bym do zjedzenia takiego przepysznego dania. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i serdecznie zapraszam do wirtualnego stołu:)
UsuńEch zgłodniałam tylko. I po co ja Cię odwiedziłam?? ;-) Gratuluję przebiegnięcia 3,5 km i życzę, żeby to nie były ostatnie :-D
OdpowiedzUsuńPo to żeby zgłodnieć?;))
UsuńDziękuję!
Nie będą ostatnie na pewno!:)
Też to zrobiłam!! Tj przebiegłam, bo wołowiny Jamiego nie popełniłam póki co. Niestety zupełnie bez przyjemności - raczej z rozsądku i dla towarzystwa. Udało mi się ostatnio zrobić 4 km z kilkoma przerwami na wyrównanie oddechu. Każdy kolejny km utwierdzał mnie w przekonaniu, że bardzo nie lubię tego sportu. Niektórzy jednak twierdzą, że w człowieku musi się coś przełamać i, że trzeba systematyczności. Trzymam kciuki za Twoje postanowienia i za to abyś miała z biegania znacznie więcej satysfakcji niż ja :)
OdpowiedzUsuńAch ten rozsądek!;)
UsuńMnie niestety nie pozwolono na przerwy w celu wyrównywania oddechu,
ale może to i dobrze, bo jakbym się zatrzymała, to nie wiem,
czy ktoś byłby mnie w stanie namówić na kontynuację;))