Jednym z najpiękniejszych momentów w życiu jest odkrycie pasji, dzięki której nasze życie staje się barwniejsze i nabiera sensu, odnalezienie zajęcia, przy którym czas płynie niepostrzeżenie,
a my nie czujemy zmęczenia, ani znudzenia, nawet po wielu godzinach bezustannej pracy.
a my nie czujemy zmęczenia, ani znudzenia, nawet po wielu godzinach bezustannej pracy.
Gdybym kiedyś wiedziała, że jedzenie stanie się moją największą pasją, z pewnością moje życie dziś wyglądałoby zupełnie inaczej. Mogłabym żałować swoich wyborów, ale wierzę, że właśnie tę drogę musiałam przejść, aby znaleźć się dokładnie w tym miejscu, w którym jestem teraz,
aby odkryć w sobie uwielbienie nie tylko do gotowania, ale także fotografowania.
Mogłabym narzekać, że dopuściłam do głosu rozum zamiast zaufać intuicji, że ścisły umysł przejął stery i zagłuszył artystyczną duszę lubiącą bujać w obłokach i spoglądać w gwiazdy.
Jednak każdy kto ze sztuką miał do czynienia pewnie przyzna mi rację, że nie można o niej zapomnieć,
że prędzej, czy później da o sobie znać, a konieczność tworzenia będzie ujawniać się na różnych etapach
i w różnych dziedzinach życia. Dlatego właśnie zamieniłam od dawna nieużywane sztalugi
na aparat fotograficzny i niezliczoną ilość talerzyków, miseczek, sztućców, serwetek,
kieliszków, deseczek... i pokochałam robienie zdjęć kulinarnych.
Mogłabym narzekać, że dopuściłam do głosu rozum zamiast zaufać intuicji, że ścisły umysł przejął stery i zagłuszył artystyczną duszę lubiącą bujać w obłokach i spoglądać w gwiazdy.
Jednak każdy kto ze sztuką miał do czynienia pewnie przyzna mi rację, że nie można o niej zapomnieć,
że prędzej, czy później da o sobie znać, a konieczność tworzenia będzie ujawniać się na różnych etapach
i w różnych dziedzinach życia. Dlatego właśnie zamieniłam od dawna nieużywane sztalugi
na aparat fotograficzny i niezliczoną ilość talerzyków, miseczek, sztućców, serwetek,
kieliszków, deseczek... i pokochałam robienie zdjęć kulinarnych.
Nie była to jednak miłość od pierwszego wejrzenia, a moje zdjęcia na początku wyglądały tak.
Sony DSC H3, światło dzienne, ustawienia automatyczne.
Po zaliczeniu podstawowego kursu obsługi aparatu, zerwaniu z trybem auto,
przeczytaniu kilku internetowych poradników i dwóch książek o fotografii kulinarnej,
wielu godzinach spędzonych przed ekranem pełnym zdjęć, które zapierały dech w piersiach,
zakupieniu aparatu Canon 550 D i obiektywu Canon 50 mm f/1.8
oraz setkach zdjęć, które robiłam w całym mieszkaniu, aby znaleźć odpowiednie światło,
miłość do fotografii przeszła w inny wymiar, a moje zdjęcia zaczęły wyglądać tak.
Canon 550 D, światło dzienne, blenda w postaci arkusza styropianu,
głównie preselekcja przysłony i własne ustawienia balansu bieli według wzorca.
A kiedy z aparatem w ręce zaczęłam tracić poczucie czasu, zapragnęłam zostać czyimś uczniem
i zgłębić tajniki warsztatu kogoś, kogo zdjęcia mnie zachwycały. Jednak ani Ewelina, której zdjęcia podziwiam za kolory i ciepło jakie ze sobą niosą, ani Marta, której fotografie uwielbiam za klimat, prostotę i światło, nie ogłaszały się z chęcią prowadzenia kursów. Wtedy trafiłam na blog Kingi
i zachwyciłam się świeżością, delikatnością i magią, która przemawia z jej zdjęć.
Na szczęście Kinga prowadzi kursy fotografii i dlatego właśnie powstał ten post,
aby dać szansę marzeniom, bo wierzę, że marzenia się spełniają i że uda mi się spotkać z Kingą,
która podda krytyce moje zdjęcia, pozwoli uszczknąć nieco magii ze swojego fotograficznego świata
i wyśle w dalszą drogę z głową pełną dobrych rad i inspiracji. Bo fotografia to nie tylko ustawienia aparatu i dobre światło, to odbicie tego, jak patrzymy na świat, a ten warto zobaczyć czasem oczami innej osoby, aby go w pełni docenić i wykorzystać.
To jeszcze nie pora, aby udzielać rad innym, ponieważ wiele moich zdjęć to wciąż kwestia przypadku,
a nie wynik szczegółowo przemyślanych ustawień i kompozycji, ale tych, którzy zaczynają swoją przygodę z fotografią mogę zapewnić, że nadejdzie taki dzień, kiedy zrobicie zdjęcie, z którego będziecie zadowoleni, przynajmniej przez jakiś czas;)