Nie lubię wydawać pieniędzy na kosmetyki i biżuterię.
Mogę odmówić sobie kupna nowej torebki, czy butów.
Potrafię przejść obojętnie obok wystawy z nową kolekcją.
Kiedy jednak trzymam w rękach pięknie wydaną książkę,
żadna siła nie jest w stanie mnie powstrzymać przed jej zakupem.
Niesamowita okładka, nastrojowe fotografie,
piękne ilustracje, szelest kartek...
Niektórzy zamieniają papier na czytnik.
Ja nie potrafię.
Nie szkoda mi miejsca na półki z książkami.
Lubię tę kolorową piramidę na nocnej szafce.
Codziennie przed snem muszę zerknąć choć na chwilę,
przerzucić choć kilka stron w poszukiwaniu inspiracji.
W tym samym czasie, kiedy dotarły do mnie
Ulubione warzywa pana Wilkinsona
dostałam sporą ilość zielonych pomidorów.
Od razu wiedziałam, że to będzie pierwszy przepis z tej książki
i z pewnością nie ostatni, którym się z Wami podzielę.
Marynowane zielone pomidory
przepis z książki Ulubione warzywa Pana Wilkinsona, M. Wilkinson
przepis z książki Ulubione warzywa Pana Wilkinsona, M. Wilkinson
1 kg zielonych pomidorów
6 szalotek
3 duże ząbki czosnku
3 łyżki soli morskiej
mała papryczka chili
1 litr białego octu winnego
150 ml oliwy z oliwek
2 łyżeczki nasion kolendry
2 łyżeczki rozgniecionych ziaren czarnego pieprzu
Pomidory i czosnek pokroić w cienkie plasterki, szalotki i chili w krążki.
Do dużej miski wrzucić pomidory, szalotkę, czosnek i sól, odstawić na 5 minut.
Po tym czasie warzywa odsączyć i przełożyć do wysterylizowanego słoika.
Pozostałe składniki połączyć, dodać 350 ml wody, zagotować i zalać pomidory.
Kiedy zawartość słoika ostygnie, zakręcić szczelnie i odstawić na co najmniej tydzień.
Po otwarciu przechowywać w lodówce do 2 miesięcy.
Do dużej miski wrzucić pomidory, szalotkę, czosnek i sól, odstawić na 5 minut.
Po tym czasie warzywa odsączyć i przełożyć do wysterylizowanego słoika.
Pozostałe składniki połączyć, dodać 350 ml wody, zagotować i zalać pomidory.
Kiedy zawartość słoika ostygnie, zakręcić szczelnie i odstawić na co najmniej tydzień.
Po otwarciu przechowywać w lodówce do 2 miesięcy.
Magda,
OdpowiedzUsuńniesamowicie się cieszę,że masz już książkę M.Wilkinsona i że podzielasz moje emocje książkowe!
A te pomidory już zrobiłam.
Są pyszne!
U Ciebie zdjęcia przyciągają.
Wszystkiego miłego!
Aniu,
Usuńksiążka jest przepiękna.
Nie można się od niej oderwać.
A pomidory istotnie bardzo dobre.
Pozdrowienia:)
Czy one były robione przed Winobraniem?;-) A jadłaś już je wcześniej? Też przymierzam się do marynowania zielonych pomidorów, A Twoje zdjęcia utwierdziły mnie, że już czas najwyższy:-) Zdjęcia urzekły mnie bardzo, czekałam już z niecierpliwością na Twój kolejny post:-)
OdpowiedzUsuńZrobiłam je przed, ale spróbować mogłam dopiero po Winobraniu.
UsuńTydzień trzeba czekać, aż nabiorą smaku.
To najwyższa pora na nie, bo zielone pomidory,
które zostały na krzakach i tak już nie dojrzeją;)
Strasznie mi miło, że czekałaś i że zdjęcia się podobają:)))
Cudnie wyglądają, pewnie pyszne!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu:)
UsuńPolecam na kanapce z żółtym serem!
Niestety nie zrobię bo nie mam zielonych pomidorów. Póki żył Tato i uprawiał pomidory w niemal hurtowych ilościach bo jak określić ponad 100 krzaków każdego roku (jak na małą rodzinę) sałatka z zielonych pomidorów stanowiła stały element przetworów.
UsuńTwój Tato musiał kochać pomidory.
Usuń100 krzaków to jest coś!
Ja mam zielone dzięki mamie:)
To niesamowite, że są ludzie, którzy kochają książki tak jak ja. :)
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy nie wpadłam na pomysł, żeby "zrobić" zielone pomidory.
Twoje wyglądają zachwycająco i bardzo zachęcająco. :)
Kołacze mi się po głowie tytuł książki Fannie Flagg "Smażone zielone pomidory"
i wszystkie emocje z nią związane. :) Polecam.
Pozdrawiam. Mariola
Nie wiem czy to miłość, czy uzależnienie,
Usuńale to bardzo przyjemne uczucie:)
Smak zielonych pomidorów znam z dzieciństwa,
a książka bardzo mi się podobała:)
Pozdrowienia!
Marynowane zielone pomidory bardzo lubimy, M. posłany do piwnicy po sałatkę do obiadu, zawsze je przyniesie. A wczoraj przed snem porównywałam ten przepis z moim rodzinnym :) Pięknie u Ciebie, jak zawsze :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI co, podobny?
UsuńMoja mama kiedyś robiła, ale zupełnie inaczej.
Dziękuję:*
to piękna książka! mam i chłonę :) ja tez wole książkę niż ciuchy i kosmetyki!
OdpowiedzUsuńmy dzisiaj z tejże książki jedliśmy tzatziki i paluszki rybne, polecam bardzo!
:))
UsuńJakoś mi paluszki umknęły...
a ja mam tak samo z książkami , jak mi się upatrzy nie ma zlituj :D
OdpowiedzUsuńA pomidorowy przepis sobie zapisze i w razie jakby się trafiły to robię
Madzia ,a zdjęcia urywają wiesz co?No wiesz , przepiękne.
Niech się trafią, bo przepis wart wypróbowania:)
UsuńA zdjęcia...aż tak?
Dziękuję!:))
aż aż
Usuń:)))
UsuńMoja mama robila podobna salatke z zielonych pomidowrow. Tez nie moge przejsc obojetnie obok ksiazek, chociaz mam czytnik (jest bardzo praktyczny!), to ciagle cos dokupuje, tu jakis slownik, tu ksiazka kucharska, tu cos tam...
OdpowiedzUsuńWiem, że czytnik jest bardzo praktyczny i nawet go posiadam,
Usuńale jeszcze nie przeczytałam na nim ani jednej książki;)
Kulinarne książki są czasami tak ładnie wydane,
że nie wyobrażam sobie kupowania ich wersji na czytnik:)
piękne zdjęcia, u nas też w domu rodzinnym była często robiona taka sałatka
OdpowiedzUsuńCzyli te zielone pomidory nie są wcale tak mało popularne:)
UsuńKiedys, gdy bylam jeszcze mala Kasia, moj ojczulek robil salatke z zielonych pomidorow...i ani ja, ani moje siostry nie chcialysmy sie jej tknac!:) Nie wiem czy to byla wina salatki, czy naszych dzieciecych "ciffnych" smakow. Ale dzisiaj wiem jedno, na pewno dalabym tej salatce druga szanse;)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!:*
A ja właśnie pamiętam taką sałatkę,
Usuńktórą robiła moja mama
i którą ja bardzo lubiłam:)
Niestety mama przepisu nie pamięta,
więc wypróbowałam ten;)
Uściski!:*
Książki też lubię, ale ostatnio coraz bardziej zastanawiam się nad czytnikiem - jak jest mało miejsca to na póki z książkami go brakuje. A poza tym takie to lekkie :)
OdpowiedzUsuńA za pomidorami w tej postaci nie przepadam. Jak byłam bajtel matka robiła taką sałatkę marynowaną m.in. z zielonymi pomidorami... bleh! Pamiętam, że jej nie znosiłam.
Lekkie, poręczne, ale nie szeleści;)
UsuńMój Pomocnik Kuchenny za to czyta na czytniku na potęgę:)
A ja tę sałatkę bardzo lubiłam,
ale moja mama nie pamięta jak ją robiła.
Może masz na nią przepis?:)
Mam tak samo z książkami, muszą wypełniać domową przestrzeń inaczej to nie dom :) A pomidory pierwsza klasa, nie miałam okazji próbować zielonych, ale liczę że to się nie długo zmieni :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie napisane:)
UsuńA pomidory polecam, warto spróbować:)
Ja też mam wielką słabość do książek. Ulubiony mebel w naszym mieszkaniu to półka z książkami, aż po sufit. A stosiki na szafce nocnej też mi są znane :)
OdpowiedzUsuńMoja też jest po sam sufit i jak o tym myślę,
Usuńto jest jedyny moment, kiedy żałuję,
że nie mieszkam w kamienicy,
gdzie sufity są taaaak wysoko;)
Ja muszę wybudować regał, taaaaki ogromny ze specjalnym miejscem na ekspozycję pozycji kulinarnych. Bardzo często do nich wracam, bardzo często wertuję, podobnie jak Ty przed snem. Twoje pomidory mają bajeczny kształt, nie wiem jak smakują zielone ale zapoluję na nie i na Wilkinsona :)
OdpowiedzUsuńZapoluj koniecznie!
UsuńNie wiem, czy zielone pomidory Ci posmakują,
ale książka Wilkinsona zauroczy Cię na pewno:)
A mi się marzy taka ogromna biblioteka z jeżdżącą drabiną;))
Ciekawe przepisy i swietne zdjecia - bede zagladac ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo i dziękuję za miłe słowa:)
UsuńKoedyś jadłam "w gościach" i pamiętam, że rozeszły się jako pierwsze. Przesmaczne
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy moje też by tak wszystkim smakowały?
UsuńNiestety nie doczekały gości;)